Senat odrzucił w czwartek (13 maja) kandydaturę posła PiS Bartłomieja Wróblewskiego na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich. Przeciwko niemu zagłosowało 49 senatorów (KO, Lewica, Polska 2050, a także po dwóch reprezentantów PSL-Koalicji Polskiej, Koła Senatorów Niezależnych i jeden senator niezrzeszony. "Za" było 48 senatorów z klubu PiS. Natomiast Jan Filip Libicki (PSL-Koalicja Polska) oraz Lidia Staroń (Koło Senatorów Niezależnych) wstrzymali się od głosu.
Jan Filip Libicki jeszcze w marcu deklarował, że "skłania się do poparcia posła Wróblewskiego". Senator tłumaczył swoje stanowisko tym, że Wróblewski jest jednym z autorów wniosku do Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji. "Wyeliminował (B. Wróblewski - red.) tak zwaną aborcję eugeniczną, przeciw której byłem przez całe swoje życie. I nadal jestem" - napisał Libicki na swoim Twitterze.
Senator zmienił jednak swoje zdanie na początku maja, kiedy na antenie RMF FM zadeklarował, że wstrzyma się od głosu nad kandydaturą Bartłomieja Wróblewskiego. Parlamentarzysta PSL dotrzymał słowa i nie zdecydował się na poparcie Wróblewskiego w głosowaniu nad nowym RPO. Kandydatura posła PiS-u przepadła, a Sejm musi rozpocząć procedurę wyboru nowego RPO od początku.
Dzień po głosowaniu w Senacie Libicki otrzymał SMS-a z pogróżkami od, jak sam podkreśla, zwolennika Prawa i Sprawiedliwości. Niepełnosprawny senator, który od dziecka porusza się na wózku inwalidzkim, przytoczył treść groźby w mediach społecznościowych. "Reprezentujesz ludzi nie siebie nie bądź taki mądry jak wózek będzie miał awarie" - brzmi groźba.
- Interpretuję to jako sytuację, w której ktoś zakłada, że może mi się zdarzyć jakiś wypadek - powiedział Libicki w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". - Nie znam tego człowieka. Żeby być uczciwym, muszę jednak powiedzieć, że gdy opinia publiczna dowiedziała się, że rozważam poparcie posła Wróblewskiego, to z "drugiej strony" dostawałem podobne wiadomości, tylko że wysyłane na Facebooku i e-mailem. Wtedy było tego więcej - stwierdził.
Parlamentarzysta dodał, że nie zgłosił sprawy na policję, ale zachował SMS-a w telefonie. - Nie boję się. Od 10 lat prowadzę bloga. Jestem przyzwyczajony do takich wiadomości. Ktoś, kto jest osobą publiczną, musi się liczyć z tym, że spotka go ponadstandardowa krytyka jego poczynań i decyzji politycznych. […] Ja tego zgłaszać nie będę. Jeśli policja sama się do mnie w tej sprawie zgłosi, będę z nią współpracował - podkreślił.