Marek Suski w programie "Tłit" Wirtualnej Polski został poproszony o komentarz do opisywanych przez media spraw zatrudniania rodzin polityków w firmach państwowych. Dziennikarz za przykład podał żonę posła PiS Krzysztofa Sobolewskiego, która przed wyborami była pracownicą inspekcji handlowej w Szczecinie. Tuż po nich otrzymała awans na wojewódzkiego inspektora Inspekcji Handlowej. Z ustaleń "Wyborczej" wynika, że ma też zasiadać w kilku radach nadzorczych - np. Portu Lotniczego w Szczecinie i w PKN Orlen.
Dziennikarz przytoczył też słowa Joachima Brudzińskiego, który ostrzegał, że za taką "butę i arogancję" wyborcy rozliczają polityków przy urnach wyborczych. - Czy pana zdaniem ta buta i arogancja wkradła się w szeregi partii rządzącej? - dopytywał Marka Suskiego.
- Wszyscy mamy wady, również PiS, i czasem popełniamy błędy. Sami potrafimy je skrytykować i wyciągać z tego konsekwencje. To jest to, co nas odróżnia od poprzedników - przekonywał wiceszef klubu Prawa i Sprawiedliwości. Dziennikarz zwrócił uwagę, że mimo tego, że politycy deklarują "świadomość tych błędów", to nie ma żadnych informacji, by którakolwiek z tych osób straciła pracę. - Pytanie więc, czy faktycznie jest ta refleksja? - dopytywał dziennikarz.
- Jeśli ktoś ma kwalifikacje, to nie może być potępiony i bezrobotny tylko dlatego, że jakiś członek rodziny jest posłem. Ja mam dwójkę dzieci i one mają być bezrobotne, bo ja jestem posłem? To jest przegięcie. Oczywiście, tam, gdzie jest bezpośredni nadzór polityka, tam rodzina nie powinna pracować. Ale znaczną częścią polskiej gospodarki jest gospodarka państwowa, samorządowa. Gdzie członkowie rodzin radnych, polityków, posłów mieliby szukać pracy? - dodał Marek Suski.
Polityk mówił też o według niego "skandalicznym ataku" na syna Beaty Szydło, który zdobył zatrudnienie w jednej ze spółek, w której udziały ma Daniel Obajtek (prezes PKN Orlen, jeszcze jako wójt Pcimia, wspierał Beatę Szydło w jej kampanii wyborczej). Później Obajtek przyznał, że była premier "prosiła go o pomoc" w zatrudnieniu jej syna. - W tej sprawie tak samo jak ja zachowałby się każdy przyzwoity człowiek. Nie boję się powiedzieć, że mu pomogłem - mówił.
- Nie popadajmy w paranoję. Co my jesteśmy jakimiś przestępcami? Nawet skazanie wyrokiem nie powoduje, że żona czy dziecko nie może pracować. To absurd, robienie ludziom wody z mózgu. Jestem przeciwny takiemu potępianiu, że ktoś gdzieś pracuje. No bo co mają ci ludzie robić? - komentował dalej polityk PiS.