Chodzi o zawiadomienie do prokuratury, którego fragment w środę zamieścił na Twitterze poseł Kamil Bortniczuk. "W świetle takich oskarżeń prof. Maksymowicz mógł opuścić klub parlamentarny PiS sam, albo zostać natychmiast zawieszony do wyjaśnienia sprawy. Próba obrony poprzez nadawanie temu wydarzeniu charakteru politycznego, to stosowanie przez niektórych kolegów z Porozumienia doktryny Neumana" - napisał polityk.
Onet podaje, że za zawiadomieniem stoi Marcin Dzierżawski. To założyciel, a obecnie wiceprezes fundacji Pro-Prawo do Życia. W 2019 roku fundacja złożyła w Sejmie projekt ustawy, zgodnie z którym edukatorzy seksualni mogliby być karani więzieniem. "W przeszłości Dzierżawski forsował także całkowity zakaz aborcji, nawet w przypadku zagrożenia życia matki czy poczęcia w wyniku gwałtu" - pisze portal. Jak pisaliśmy w marcu na Gazeta.pl, fundacja Pro-Prawo do Życia w ostatnim czasie zaczęła zbierać podpisy pod projektem ustawy, która jeszcze bardziej zaostrza prawo antyaborcyjne.
Dzierżawski ma za sobą również działalność polityczną. W latach 90. był prezesem Stronnictwa Polityki Realnej i wiceprezesem Unii Polityki Realnej. W 2014 r. kandydował na prezydenta Warszawy z komitetu Warszawa dla Rodziny. Uzyskał 1,5 proc. głosów.
Poseł Wojciech Maksymowicz poinformował w środę, że opuścił klub Prawa i Sprawiedliwości. Ma to związek z doniesieniami odnośnie eksperymentów medycznych, które miały być tam prowadzone na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim pod jego nadzorem. Jak informował rzecznik ministerstwa zdrowia Wojciech Andrusiewicz, resort zwrócił się do Uniwersytetu o wyjaśnienia w tej sprawie. - To jest materia dotycząca płodów. Niestety, powzięliśmy informacje, które zostały do nas skierowane, o możliwym bardzo nieetycznym, delikatnie rzecz ujmując, postępowaniu na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Stąd nasza pilna reakcja - mówił Wojciech Andrusiewicz.
Wojciech Maksymowicz odniósł się do tych doniesień podczas briefingu prasowego w Sejmie. Wystąpienie resortu zdrowia nazwał "szkalującym go". - Oświadczam, że nigdy ja, ani mój zespół nie prowadził eksperymentów na płodach, ani nie prowadził badań na żywych płodach ludzkich, ani na zwłokach płodów pochodzących z aborcji - powiedział.
W środę Maksymowicz do sprawy odnosił się także na antenie TVN24. Jak przyznał, na uniwersytecie toczyły się prace przygotowawcze we współpracy z jednym z włoskich ośrodków. Wyjaśnił, że planowano "wykorzystywać do pomocy innym" komórki pochodzące z martwych płodów po naturalnym poronieniu. - Chodziło o ewentualne rozważenie możliwości leczenia chorych z ciężkimi uszkodzeniami mózgu. Nie doszło do tego - wyjaśnił. - Nie było żadnych eksperymentów na płodach, nie było badań na żywych płodach ludzkich, ani tych, które pochodziły z aborcji - podkreślił.