Parlament Europejski wezwał Czarneckiego do zwrotu środków za podróże służbowe

Jak poinformował TVN24, Parlament Europejski nakazał Ryszardowi Czarneckiemu zwrot bezprawnie pobranych pieniędzy za podróże służbowe. Według unijnych śledczych do nieprawidłowości miało dochodzić w latach 2009-2018.

"Po zwróceniu się do posła o wyjaśnienia, PE podjął decyzję o odzyskaniu nienależnie wydanych pieniędzy (wydatki na zwrot kosztów podróży nie są zgodne z wewnętrznymi przepisami dotyczącymi wykorzystania dodatków)" - przekazał Parlament Europejski w komunikacie cytowanym przez TVN24.

"Europoseł został powiadomiony o decyzji i przystąpił do zwrotu kosztów" - dodali przedstawiciele PE. Ile zwrócił, nie wiadomo, bo takich informacji PE nie udziela.

W rozmowie z TVN24 Ryszard Czarnecki stwierdził jedynie, że "złożył w sprawie niezbędne wyjaśnienia" i nie zamierza komentować jej publicznie.

Zobacz wideo Girzyński: Chciałbym, żeby wymiar sprawiedliwości działał dobrze

PE domaga się od Ryszarda Czarneckiego zwrotu nienależycie wydanych środków na podróże służbowe 

Dochodzenie w sprawie zwrotu kosztów wyjazdów służbowych europosła PiS  Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) zakończył w 2019 r. Zgodnie z procedurami OLAF po zebraniu dowodów złożył zawiadomienie do prokuratury w kraju, który reprezentuje europoseł. Sprawą zajęła się prokuratura w Zamościu.

W sierpniu 2020 r. "Rzeczpospolita" informowała, że "unijni urzędnicy twierdzą, iż europoseł pobierał nienależne mu zwroty kosztów podróży służbowych i diety". Chodzi o kwotę aż 100 tysięcy euro. Z ustaleń "Rz" wynika, że zarzuty OLAF dotyczą pieniędzy pobieranych przez Czarneckiego w latach 2009-2018 - był on wówczas m.in. wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego.

Czego dotyczyły nieprawidłowości, których miał się dopuścić Czarnecki? Kontrolerzy OLAF twierdzą, że polityk m.in. "wpisywał, że dojeżdżał do Brukseli z Jasła", gdzie miał swoje mieszkanie po zmarłej matce. "Unijni urzędnicy ustalili, że Czarnecki nie mieszkał w tym mieście, tylko w Warszawie" - ustaliła "Rzeczpospolita". Europoseł mógł więc powiększyć kilometrówkę o ok. 340 kilometrów, bo taka odległość dzieli Jasło od stolicy. Przez to cała kwota przeznaczona na podróże służbowe wzrosła o wspomniane 100 tys. euro.

Czarnecki: Ze spokojem czeka na wyjaśnienie sprawy

Dodatkowo śledztwo unijnych śledczych miało wykazać, że w rozliczeniach Czarnecki wpisywał numery rejestracyjne samochodów, którymi rzekomo miał podróżować. Nie należały one do niego, a po sprawdzeniu właściciele pojazdów zaprzeczyli, jakoby pożyczali je posłowi. Jeden z samochodów - fiat punto cabrio - był od 11 lat zezłomowany.

W sierpniu 2020 r. polityka PiS zapewnił, że "ze spokojem czeka na wyśnienie sprawy". - Jestem do dyspozycji instytucji Unii Europejskiej. W moim interesie jest to, by wszystko wyjaśnić. Wszystkie moje rozliczenia były przyjęte przez Parlament Europejski. Jeszcze raz podkreślam, że czekam ze spokojem na wyjaśnienie tej sprawy. Chciałbym, żeby to nastąpiło jak najszybciej. Zależy mi na moim dobrym imieniu, na które pracowałem latami w polskiej polityce - powiedział wtedy Wirtualnej Polsce.

Po tym, jak media opisały ustalenia poczynione przez śledczych z OLAF, Czarnecki przekonywał, że to próba zdyskredytowania go i zapowiedział podjęcie kroków prawnych. "Informuje, ze podejmę kroki prawne w związku z publikacjami, które pojawiły się dziś i w ostatnich 8 dniach, a dotyczącymi mojego funkcjonowania w PE. Kłamstwa i fake-newsy w nich mają zdyskredytować moja osobę w oczach opinii publicznej" - napisał 7 sierpnia 2020 r. na Twitterze.

Więcej o: