O co najmniej nietypowej sytuacji wokół projektu ustawy pisze "Rzeczpospolita". Dziennik zwraca uwagę, że prezes PiS Jarosław Kaczyński praktycznie nie składa podpisu pod projektami ustaw. Podpisał się jednak pod nowelizacją ustawy o ochronie zwierząt (która ostatecznie upadła i trafiła do sejmowej "zamrażarki"), a także pod projektem zmian w Kodeksie pracy.
Pomysł zmian - podobnie jak "piątka dla zwierząt" - był promowany przez partyjną młodzieżówkę, Forum Młodych PiS. Miała to być propozycja zachęcająca w roku wyborczym elektorat o "bardziej lewicowej wrażliwości". Chodziło o zmianę definicji mobbingu tak, by objęła ona także niższe wynagrodzenia dla kobiet względem mężczyzn za taką samą pracę o takiej samej wartości.
"Rz" przywołuje wypowiedź szef młodzieżówki Michał Moskal z ubiegłego roku, kiedy chwalił się, że Kaczyński jako pierwszy złożył podpis pod projektem. Jeszcze w lipcu 2020 roku po pierwszym czytaniu projekt skierowano do prac w komisji.
Dopiero w lutym tego roku wpłynęło stanowisko rządu - który negatywnie ocenił projekt. "Rada Ministrów odnosi się pozytywnie do celu projektu, natomiast wyraża wątpliwości co do sposobu jego osiągnięcia" -czytamy. Skąd taka ocena? Według rządu kwestia nierówności płac jest już regulowana w prawie, a proponowana zmiana mogłaby wręcz utrudnić dochodzenie swoich praw osobom poszkodowanym.
"Projekt ustawy (...) reguluje materię, która już obecnie jest regulowana przepisami zakazującymi dyskryminacji płacowej" - czytamy w opinii rządu. Gwarantuje to zarówno konstytucja, jak i sam Kodeks pracy, zgodnie z którym "pracownicy mają równe prawa z tytułu jednakowego wypełniania takich samych obowiązków" a "osoba, wobec której pracodawca naruszył zasadę równego traktowania w zatrudnieniu, ma prawo do odszkodowania".
Co więcej, w takim postępowaniu to na pracodawcy spoczywa obowiązek udowodnienia, że kierował się obiektywnymi powodami, ustalając taką, a nie inną płacę dla danej osoby. "Zatem ciężar dowodu przerzucony jest na pracodawcę − to on musi udowodnić przed sądem, że nie dyskryminował pracownika", natomiast to, że doszło do mobbingu, musi udowodnić osoba poszkodowana. Zatem ujęcie problemu tzw. luki płacowej w przepisach dot. mobbingu, a nie dyskryminacji, mogłoby de facto utrudnić dochodzenie swoich praw.