OKO.press informuje, że Robert Kowalski został przesłuchany w warszawskiej prokuraturze 17 marca. Prokurator Ewa Kiec miała stwierdzić, że dziennikarz jest przesłuchiwany "na razie w charakterze świadka". Śledczy prowadzą postępowanie "w sprawie". Badają, czy nie doszło do popełnienia przestępstwa polegającego na stosowaniu przemocy lub groźby bezprawnej "w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia". Za popełnienie czynu grozi nawet do 3 lat pozbawienia wolności.
Do zdarzenia badanego przez prokuraturę doszło 22 października 2020 r., czyli w dniu, w którym Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej, wydał wyrok w sprawie aborcji. W orzeczeniu stwierdzono, że aborcja z powodu ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodna z konstytucją. Wyrok spowodował falę wielotygodniowych protestów, która przeszła przez całą Polskę.
Dziennikarz OKO.press Robert Kowalski wraz z operatorem udał się pod dom Krystyny Pawłowicz. Kiedy Pawłowicz podjechała pod budynek limuzyną, Kowalski przedstawił się i poprosił o komentarz dotyczący orzeczenia TK. Dziennikarz wskazuje, że Krystyna Pawłowicz nie udała się do swojego mieszkania, tylko zaczęła krzyczeć "Policja, ratunku, pomocy, policja!"
Dalszy ciąg wydarzeń można zobaczyć na nagraniu umieszczonym w internecie. Widać na nim, że Pawłowicz nadal wzywa na pomoc policję oraz prosi o to, aby "wpuścić ją do domu". Dziennikarz znajduje się jednak od niej w bezpiecznej odległości i nie zagradza jej drogi. Pawłowicz udała się do osiedlowego sklepu, gdzie wezwała policję. Po przybyciu na miejsce funkcjonariusze przeprowadzili rozmowę z dziennikarzem, po czym stwierdzili, że nie stanowi on zagrożenia. Pawłowicz w eskorcie policji udała się do swojego domu.
Następnego dnia w TVP Info Krystyna Pawłowicz poinformowała, że zaatakowało ją "dwóch młodych mężczyzn, meneli można powiedzieć", kiedy wracała do domu po wydaniu orzeczenia w sprawie aborcji. - Samochód z Trybunału odwiózł mnie do domu, pod samą klatkę i kiedy odjechał, z głębi ciemnego podwórka i zza samochodu [wyszło - dop. red.] dwóch mężczyzn młodych, takich meneli można powiedzieć. Jeden stanął na przejściu do mojej klatki i kazał mi się tłumaczyć z wyroku w Trybunale Konstytucyjnym, a drugi filmował i świecił jakąś latarką w oczy - powiedziała.
Pawłowicz dodała, że czuje się zastraszona, a zdarzenie, które miało miejsce przed jej domem, jest efektem "terroryzowania i szczucia". - Mnie się nie zastraszy, to są działania zastraszające sędziów! […] To jest przyzwolenie tych feministek, flejtuchów takich! Te paniusie się bardzo ucieszyły […] Ja uważam, że ludzie w Polsce powinni mieć broń, powinni się bronić! - powiedziała Pawłowicz.