Za projektem "Tak dla rodziny, nie dla gender" stoi skrajnie prawicowy instytut Ordo Iuris oraz Chrześcijański Kongres Społeczny. Według autorów projektu podpisało się pod nim 150 tys. osób. Przedstawicielem komitetu inicjatywy ustawodawczej jest były marszałek Sejmu Marek Jurek i to on przedstawi w środę dokument. Jednym z głównych jego założeń jest wypowiedzenie przez Polskę Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, w skrócie konwencji stambulskiej.
Autorzy projektu zarzucają tej międzynarodowej umowie "nieefektywne i nacechowane ideologicznie rozwiązania", które "nie służą ochronie rodziny i jej członków przed zjawiskami patologicznymi, w tym problemami przemocowymi". W projekcie czytamy między innymi, że "artykuł 12. konwencji zobowiązuje państwa do 'wykorzenienia' zwyczajów i tradycji ''opartych na stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn'". Autorzy zarzucają konwencji, że w myśl jej przepisów państwa mają "promować zmiany wzorców społecznych i kulturowych dotyczących zachowania kobiet i mężczyzn".
Rzeczywiście w art. 12 konwencji mowa jest o "wykorzenieniu", ale "uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn". W kolejnym punkcie tego artykułu czytamy, że "strony przyjmą konieczne środki ustawodawcze i inne środki, by zapobiegać wszystkim formom przemocy [...] popełnianych przez osoby fizyczne i prawne".
Autorzy projektu przywołują też art. 14 konwencji. Wytykają, że jest tam mowa o "działaniach koniecznych" do promowania "niestereotypowych ról przypisanych płciom". Pomijają jednak inne ważne zobowiązania, płynące z tego artykułu. Punkt 1. art. 14 konwencji w całości brzmi następująco: "Strony podejmą, gdy to stosowne, konieczne działania, by wprowadzić do programów nauczania na wszystkich etapach edukacji, dostosowane do etapu rozwoju uczniów, treści dotyczące równości kobiet i mężczyzn, niestereotypowych ról społeczno-kulturowych, wzajemnego szacunku, rozwiązywania konfliktów w relacjach międzyludzkich bez uciekania się do przemocy, przemocy wobec kobiet ze względu na płeć oraz gwarancji nienaruszalności osoby".
Zdaniem organizacji zajmujących się prawami kobiet wypowiedzenie konwencji stambulskiej niesie ze sobą ogromne zagrożenie. Aleksandra Magryta, koordynatorka Wielkiej Koalicji za Równością i Wyborem, podkreśla w "Wysokich Obcasach", że konwencja stambulska "jest najlepszym możliwym dokumentem chroniącym kobiety przed przemocą". - Konwencja stambulska zaleca państwom, które ją ratyfikowały, wprowadzenie rozwiązań chroniących kobiety doznające przemocy. Bo to przede wszystkim kobiety doznają przemocy. Wszystkie statystyki wyraźnie pokazują, że przemoc ma płeć. Dlatego nie możemy pozwolić na to, aby konwencja została wypowiedziana - mówi.
Przeciwko projektowi "Tak dla rodziny, nie dla gender" jest Lewica. - Kiedy Kazimierz Pawlak dostawał od matki granaty, usłyszał, że 'sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie'. I taki stosunek do prawa i praworządności mają w Polsce fundamentaliści religijni, którzy są gotowi na skandal i precedens w postaci wypowiedzenia aktu prawnego, który przeszedł proces uznania i ratyfikacji i został włączony do porządku krajowego, byleby Polska przypominała Gilead, a Polki zostały podręcznymi - komentuje w "WO" Anita Kucharska-Dziedzic, posłanka Lewicy. - Konwencja jest dla fundamentalistów chłopcem, a raczej, zmieńmy ten idiom - dziewczynką do bicia, bo przecież nie o samą konwencję chodzi, ale o zmiany w polskim prawie, które ona przyniosła. Konwencja zmusiła nas do przyjrzenia się skali przemocy w rodzinie, tej samej rodzinie, w której dzieci są własnością rodziców, a zarodki własnością państwa i Kościoła - dodaje.