Kilka dni temu dziennikarze "Super Expressu" poinformowali, że Lech Wałęsa - jak każdy inny pacjent z takim problemem - co kilka lat musi mieć wymienianą baterię w rozruszniku serca. Urządzenie, które stymuluje pracę serca, zostało wszczepione byłemu prezydentowi w 2008 roku w klinice w Stanach Zjednoczonych.
We wspomnianym materiale Lech Wałęsa zapowiedział, że lekarze już ustalają termin operacji, ale "nie będzie ona taka prosta". Polityk mówił też o nieoczekiwanym problemie - jeden z trzech drutów urządzenia złamał się. "Ja jestem ruchliwy i się złamał w sercu ten drut, nie ma go w sercu" - mówił dziennikowi.
W niedzielę (14 marca) Lech Wałęsa opublikował na swoim profilu na Facebooku nagranie, w którym informuje, że trafi do szpitala. - Dziś zabieram głos, bo nie wiem, jaka jest wola Nieba, a z nią się zawsze zgodzić trzeba. O 14:00 melduję się w szpitalu. Co będzie dalej? Czas pokaże. Jestem przygotowany na dwa główne rozwiązania - mówi na nagraniu były prezydent.
- Nie boję się niczego. Boję się Pana Boga i - jak mówiłem - trochę mojej żony. I liczę na właściwe osądzenie - dodał Lech Wałęsa. Polityk mówi dalej, że dotychczas robił wszystko, "by dobrze służyć narodowi".
- Nie wiedząc, kiedy się spotkamy następnym razem i czy się w ogóle spotkamy, chcę państwu powiedzieć, że robiłem wszystko, by dobrze służyć narodowi. Wiele rzeczy, razem z państwem, udało mi się dokonać. Nie wszystko się udało, ale to nie było z powodu mojego lenistwa, czy z mojej niechęci - dodał Wałęsa.