Zobacz nagranie. 10 kwietnia 2010 roku. Dzień, który wstrząsnął Polską:
Pięć lat - tyle już istnieje podkomisja smoleńska. Antoni Macierewicz powołał ją będąc ministrem obrony narodowej 4 lutego 2016 r. - Jestem przekonany, że wyniki badania pozwolą nas zbliżyć do prawdy - mówił wtedy. Po swojej dymisji z MON w 2018 r. Macierewicz osobiście przejął jej stery.
Mówi osoba z rodzin: - Wejście Macierewicza do podkomisji to w zasadzie był jej pogrzeb.
Od "Wacka" do Macierewicza
Początkowo kierował nią dr Wacław Berczyński, na co dzień mieszkający w USA. Jednak "Wacek" - jak przyjacielsko mówił do niego na pożegnanie Macierewicz - po roku złożył dymisję. Zastąpił go wieloletni znajomy Macierewicza - dr Kazimierz Nowaczyk. A potem (od stycznia 2018 r.) nastał już czas Antoniego.
Mimo "pogrzebu" podkomisja smoleńska jednak działa nadal. Rozmawiamy o niej z kilkoma osobami z rodzin, które początkowo wierzyły w jej skuteczność, a i blisko im do środowiska Prawa i Sprawiedliwości.
Osoba z rodzin smoleńskich: - Decyzje o dalszym działaniu podkomisji podejmuje kierownictwo PiS. Nawet jeśli my, rodziny ofiar, już w tę podkomisję nie wierzymy.
Fronda w podkomisji
Członków podkomisji formalnie powołuje szef MON Mariusz Błaszczak - osobiście mający marne zdanie o Macierewiczu. Dokładnego składu osobowego podkomisji, a ten się zmieniał często, MON nie podaje. Wszyscy jednak wiedzą, że rządzi nią Antoni Macierewicz. W podkomisji powstała jednak fronda pod wodzą jej członka, Marka Dąbrowskiego - to kilka osób, buntownicy, których polityk PiS chce zmarginalizować lub wypchnąć z podkomisji.
Ich droga z Macierewiczem rozeszła się bardzo w 2018 r., jeszcze przed publikacją "raportu technicznego", a z chwilą gdy podkomisja przeprowadziła się z pałacyku MON przy ul. Klonowej na ul. Kolską. - Niektórzy członkowie podkomisji utracili nawet prawo wstępu do jej siedziby - mówi zorientowana osoba. Część nie zgadzających się z Macierewiczem członków złożyła rezygnacje, a inni dalej pracowali, ale już nie korzystając z budynku, w którym urzędowała podkomisja.
Jak twierdzą nasze źródła w Ministerstwie Obrony Narodowej, słali oni co prawda swoje opracowania do Macierewicza, który ich sekował, ale również do MON.
Rodziny ofiarą wojny w podkomisji
Wiedza o wojnie w podkomisji nie jest tajemnicą. Podobnie jak rosnący i dystans między podkomisją a rodzinami smoleńskimi.
Kolejna osoba z tych rodzin: - Zawsze broniłem Antoniego Macierewicza, ale teraz najważniejsze jest to "ale" i już koniec. Nie wiem, dlaczego to nie idzie do przodu.
Inna: - Zlekceważono nasz wniosek o naszego przedstawiciela przy podkomisji.
Miał być to ojciec jednej z ofiar (celowo nie wymieniamy jego nazwiska). - Nie było w ogóle odzewu ze strony podkomisji.
Inną rzeczą jest to, czy osoba spokrewniona z ofiarą mogłaby w świetle prawa w jakikolwiek sposób uczestniczyć w wyjaśnianiu katastrofy. Niemniej rodziny miały jeszcze do 2018 r., gdy 11 kwietnia Macierewicz ogłaszał "raport techniczny", kontakt z podkomisją. Wiele z rodzin ofiar jednak nie chciało cząstkowego raportu, ale żądały pokazania dopiero pełnego, gdy będzie on już gotowy. Finalnego raportu nie ma, mimo że Macierewicz wielokrotnie już podawał daty jego stworzenia i upublicznienia.
Żal wśród rodzin
Osoba z rodzin: - Zbyt daleko byliśmy trzymani od podkomisji. Może teraz jest dobry moment, aby pozwolić nam, rodzinom, przyjrzeć się jej ustaleniom?
Kolejny rozmówca: - Ludzie z podkomisji z nami niespecjalnie rozmawiają. Jest duże rozżalenie. Jesteśmy też rozczarowani brakiem wyników, to oczywiste.
I następna: - Macierewicz powinien zostać odsunięty od podkomisji. Zamiast wyjaśniać katastrofę, uniemożliwia kolejnym jej członkom, którzy nie chcą popierać jego teorii, funkcjonowanie w podkomisji.
Glenn Jørgensen wytacza działa w "Sieciach"
W szczegółach zarzuty wobec Macierewicza opisał Glenn Jørgensen w tygodniku "Sieci" - to akt oskarżenia liczący sobie aż osiem stron. Artykuł odbił się głośnym echem w środowisku rodzin smoleńskich. To wykwit wojny wewnątrz podkomisji, która trwa od lat, a narastała już w 2016 r., kilka miesięcy po jej powołaniu przez Macierewicza.
- Glenn Jørgensen nie potrafił się dogadać z Macierewiczem. Nie on jeden zresztą. Z mało kim mógł się dogadać, może to przez barierę językową [jest Duńczykiem, a obywatelstwo polskie uzyskał parę lat temu - red.], bo po polsku mówi kiepsko - opisuje jedna z rozmówczyń.
Jørgensen ma z Macierewiczem także prywatne porachunki. Dlaczego? TVP, na co nalegał tak Macierewicz jak i Jarosław Kaczyński, zdjęła z anteny film Ewy Stankiewicz o katastrofie smoleńskiej. Jørgensen jest mężem Stankiewicz.
- Konflikty w podkomisji są faktem. Nie wiem, kto ma rację. Na pewno Ewa Stankiewicz i Glenn Jørgensen są bardzo rozżaleni, bo zablokowano jej film w TVP - podkreśla osoba z rodzin. "Stan zagrożenia", bo o tym filmie mowa, Jacek Kurski zdjął z programu dosłownie na godziny przed emisją, choć wcześniej obraz był promowany w licznych zapowiedziach. TVP1 zamiast "Stanu zagrożenia" transmitowała mecz piłki nożnej o Superpuchar Włoch.
Autorka filmu ciskała oskarżeniami, że "przegrała wolność słowa", a "zwyciężyły naciski polityczne". Oficjalnym powodem zdjęcia filmu były "zastrzeżenia natury formalno-prawnej, stwarzające poważne wątpliwości co do ryzyka użycia w filmie materiałów prawnie chronionych". Przynajmniej część rodzin czekała na ten film. Część nie dowierza, że to Macierewicz z prezesem PiS zablokowali emisję.
Jørgensen i Macierewicz pozostają w ostrym konflikcie, podszytym też prywatnie, choć to polityk PiS wprowadził Duńczyka do podkomisji.
Rodziny z Jørgensenem
Dziś rodziny, z którymi rozmawiamy, biorą stronę Jørgensena. - To, co robi Macierewicz, nosi znamiona sabotażu. Rozpętał piekło w podkomisji - mówi jedna z osób.
Inna dodaje: - Obie strony [Macierewicz i buntownicy - red.] grzeszyły arogancją, ale nas mało obchodzą czyjeś urazy i pretensje. Niech to nie będzie rozgrywka obrażonych chłopców.
Co teraz? Osoba z rodzin się śmieje przez łzy: - Trudno sobie wyobrazić, by powstała komisja ds. zbadania działań podkomisji. Punkt po punkcie niech Macierewicz jednak zbije zarzuty Glenna Jørgensena, jeśli są one nieprawdziwe.
Szef podkomisji tymczasem odpowiedział komunikatem podpisanym przez sekretarz Martę Palonek.
Czytamy w nim: "artykuł Glenna Jorgensena jest zbiorem nieprawdziwych informacji, insynuacji i kłamstw niemających nic wspólnego z prawdą i z merytorycznymi pracami Podkomisji, jest natomiast bezprecedensowym atakiem na przewodniczącego podkomisji Antoniego Macierewicza. Wszystkie nieprawdziwe informacje zawarte w treści publikacji mają zamierzony jeden cel: zdyskredytowanie wszystkich - bez wyjątku - poczynań Antoniego Macierewicza i podważenie jego reputacji jako przewodniczącego. Celem tej publikacji jest zakwestionowanie wartości dotychczasowych prac Podkomisji i współpracujących z nią ekspertów, a tym samym uniemożliwienie ujawnienia prawdy o tragedii smoleńskiej. Jest to działanie na szkodę Państwa Polskiego".
I dalej: "Podkomisja jest organem kolegialnym, który uwzględnia różne zdania i punkty widzenia, ale nie może się zgodzić na to, by partykularne, niezrozumiałe interesy byłego członka podkomisji prowadziły do fałszowania rzeczywistości i manipulowały opinią publiczną".
Osoba z rodzin: - Trzeba sobie zadać pytanie, co dalej.