Podczas ostatniego posiedzenia Sejmu posłowie Solidarnej Polski zagłosowali wbrew woli Prawa i Sprawiedliwości za dołączeniem do porządku obrad informacji wicepremiera Piotra Glińskiego w sprawie procedury przyznawania rekompensat w ramach Funduszu Wsparcia Kultury. Wyłamanie się koalicjanta i przychylenie do wniosku opozycji spotkało się z ostrą krytyką przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości, w tym szefa klubu PiS, Ryszarda Terleckiego. - "Damy po łapie" - stwierdził, pytany o konsekwencje dla posłów Solidarnej Polski.
To jest obiektywny konflikt interesów.
- ocenił kolejne tarcie w Zjednoczonej Prawicy gość Porannej rozmowy Gazeta.pl, prof. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.
- Prawo i Sprawiedliwość w naturalny sposób chciałoby w pełni panować nad procesami decyzyjnymi w Zjednoczonej Prawicy, natomiast koalicjanci, żeby politycznie przeżyć, żeby wyjaśniać wyborcom i opinii publicznej swoje istnienie, muszą co pewien czas przypominać o tym, że żyją. A przypominać w polityce, jeśli jest się słabszym, można tylko w jeden sposób, to znaczy nie zgadzając się ostentacyjnie w czymś z rządzącymi. Rządzić w ten sposób można długo - stwierdził politolog. Równocześnie jako mało prawdopodobny uznał scenariusz, w którym napięcia w obozie władzy doprowadziłyby do przedwczesnych wyborów parlamentarnych.
- Nie mam cienia wątpliwości, że w Sejmie bardzo wielu posłów po obu stronach barykady nie jest zainteresowanych tym, żeby odbyły się wcześniej wybory, bo byłyby to ich ostatnie wybory i straciliby być może na zawsze mandaty poselskie - ocenił.
W ocenie prof. Rafała Chwedoruka Prawo i Sprawiedliwość ma obecnie realną możliwość utrzymania poparcia na poziomie 35-40 procent, a o zwycięzcy najbliższych wyborów parlamentarnych w największej mierze zadecyduje to, w jakiej konfiguracji opozycja zdecyduje się wystartować. Prof. Chwedoruk przypomniał, że zdecydowana wygrana PiS-u w 2015 roku była możliwa dzięki przejęciu części elektoratu PO przez Nowoczesną, a także wystartowaniu formacji lewicowych jako koalicji, która nie przekroczyła progu wyborczego wynoszącego osiem procent.
- Trudno sobie wyobrazić dzisiaj kogokolwiek, kto taki prosty błąd w polityce popełni - ocenił ekspert, wskazując równocześnie, że w 2019 roku wszystkie partie, które wystawiły ogólnokrajowe listy, do Sejmu weszły. - Dlatego PiS dziś ma tak małą przewagę - wyjaśnił prof. Chwedoruk.
- Jeśli nic się nie zmieni w sposób strategiczny, to zwycięzcę przyszłych wyborów w olbrzymim stopniu rozstrzygnie sytuacja wśród opozycji, w jakiej konfiguracji ona wystartuje. Rozstrzygnie także to, czy pojawią się mniejsze komitety, które wystartują bez większych szans na przekroczenie progu pięciu procent. Każdy z takich procentów komitetu, który nie wszedłby do Sejmu, prawdopodobnie służyłby zwiększeniu ilości mandatów, które przypadną zwycięzcy, a więc najpewniej w dalszym ciągu Prawu i Sprawiedliwości - dodał gość Porannej rozmowy Gazeta.pl
W ubiegłym tygodniu "Gazeta Wyborcza" opublikowała nagrane rozmowy Daniela Obajtka, które mogą stanowić dowód na to, że ówczesny wójt Pcimia w sposób niezgodny z prawem uczestniczył w zarządzaniu firmą.
- Z całą pewnością ta historia osłabia pana Obajtka - ocenił politolog z UW. Podkreślił równocześnie, że nawet przed wybuchem afery obecny prezes Orlenu nie mógłby być uważany za faworyta do objęcia teki szefa rządu po Mateuszu Morawieckim.
- Czasy kryzysu, a w takich żyjemy, nawet jeśli nie wszystkie wskaźniki gospodarcze to pokazują, to czasy, w których przywódca musi mieć silną pozycję polityczną - dodał. W jego opinii wystawienie Matusza Morawieckiego jako kandydata na premiera było możliwe tylko dlatego, że PiS przeżywał "sondażowe Eldorado". Prof. Chwedoruk ocenił, że kolejnym premierem z ramienia PiS-u zostałby najprawdopodobniej polityk silnie zakorzeniony w codziennej działalności partyjnej, znany wyborcom i mający dobre lokalne wyniki wyborcze.