"Teraz weźmiemy się za was". Pamiętacie, kiedy Pawłowicz zapowiedziała skok Zjednoczonej Prawicy na wolne media?

Podatek od reklam to nie jedyne narzędzie, za pomocą którego Zjednoczona Prawica chce dokonać autorskiej reformy polskiego rynku mediów. Od kilku lat czołowi politycy koalicji rządzącej zapowiadają, że wkrótce dokonana zostanie repolonizacja mediów, bo - jak twierdzą - zagraniczny kapitał wciąż dybie na polską suwerenność. - A po wakacjach weźmiemy się za was - mówiła w 2017 r. do dziennikarza Onetu ówczesna posłanka Krystyna Pawłowicz. Z kolei podczas kampanii prezydenckiej Andrzej Duda dopytywał swoich zwolenników, czy koncern Axel Springer chce mieć wpływ na wybór głowy państwa.

Jedno należy Prawu i Sprawiedliwości oddać - w kwestii zapowiadanych od lat systemowych zmian na rynku mediów partia Jarosława Kaczyńskiego zaczęła przechodzić od deklaracji do czynów. O tzw. repolonizacji mediów od kilku lat mówią czołowi politycy Zjednoczonej Prawicy, w tym sam wicepremier. To udało się połowicznie, bo z jednej strony regulująca tę materię ustawa, którą chwalił się minister kultury Piotr Gliński, wciąż nie trafiła do Sejmu.

Z drugiej, kontrolowany przez państwo PKN Orlen podpisał przedwstępną umowę ws. kupna grupy Polska Press od niemieckiego koncernu holdingu Verlagsgruppe Passau. Partia rządząca chce teraz "zreformować" niezależne media według fiskalnego klucza - nakładając na nie nowy podatek od reklam. 

Zobacz wideo Prof. Godzic: Będziemy mieć Budapeszt nad Wisłą

Temat repolonizacji mediów Zjednoczona Prawica wzięła na sztandary już kilka lat temu, jeszcze podczas pierwszej sejmowej kadencji (2015-2019). Znamienne wydają się w tym kontekście słowa wypowiedziane w 2017 r. w Sejmie przez ówczesną posłankę Krystynę Pawłowicz, obecnie sędzię Trybunału Konstytucyjnego.

- A po wakacjach weźmiemy się za was. To znaczy ja tak mówię. Bo jesteście kłamczuchy - oznajmiła wyraźnie rozbawiona podczas rozmowy z reporterem Onetu.

O repolonizacji mediów politycy PiS mówią od lat. Sporo miejsca poświęcono mu podczas kampanii Dudy

Czołowi politycy Zjednoczonej Prawicy powrócili do retoryki "repolonizacyjnej" w trakcie kampanii prezydenckiej i tuż po wygranej Andrzeja Dudy w II turze wyborów prezydenckich. Przy okazji w ich wypowiedziach pojawiły się dobrze już znane twierdzenia o tym, że pracownicy polskich mediów należących do zagranicznego kapitału tak naprawdę nie są polskimi dziennikarzami i - w domyśle - szkodzą polskiemu interesowi narodowemu. 

Z lawiną takich oskarżeń wobec dziennikarzy mieliśmy do czynienia zwłaszcza po tym, jak dziennik "Fakt" opublikował artykuł o mężczyźnie skazanym za nadużycia seksualne wobec córki, który został ułaskawiony (na wniosek rodziny) przez prezydenta. - Czy ten koncern Axel Springer z niemieckim rodowodem, który jest właścicielem gazety "Fakt", chce wpłynąć na wybory prezydenckie w Polsce? Tak? Niemcy chcą wybierać w Polsce prezydenta? To jest podłość - mówił w lipcu Duda. Zapomniał wówczas dodać, że Axel-Springer to koncern szwajcarsko-niemiecki z udziałem kapitału amerykańskiego, ale to nie wpisywało się tak dobrze w często powtarzaną (również przez prorządowe media) narrację o rzekomym niemieckim zagrożeniu dla polskiej suwerenności. 

9 lipca, a więc tuż przed II turą, prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził: Trzeba zmienić sytuację w mediach, równowaga medialna jest warunkiem dobrze funkcjonującej demokracji". Podobne plany snuł także minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. - Musimy się powoli zastanowić nad sytuacją mediów w Polsce, bo to, co się teraz tu dzieje, to nie możemy zupełnie po prostu przejść nad tym do porządku dziennego i mam nadzieję, że po kampanii prezydenckiej wyciągniemy wnioski - zapowiadał lider Solidarnej Polski w rozmowie TVP (4 lipca). 

- W demokracji, wydaje się, że względna przynajmniej równowaga w mediach jest niezwykle potrzebna i nad tym powinniśmy się poważnie zastanowić (...) Gdyby w Polsce była większa równowaga w mediach, myślę, że II tury w ogóle by nie było; jeżeli mówimy o demokracji, to demokracja wymaga równowagi - mówił  z kolei 12 lipca, podczas wieczoru wyborczego Dudy.

Już po ogłoszeniu sondażowych wyników wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski ogłosił: "Czas na polskie media! RE-PO-LO-NI-ZA-CJA".

Swoje diagnozy o polskim rynku mediów przedstawiali wówczas także przedstawiciele innego koalicjanta PiS - Porozumienia Jarosława Gowina. Adam Bielan tłumaczył w Polsat News, że repolonizacja "nie ma polegać na przymusowym wykupowaniu tytułów medialnych z zagranicznym kapitałem", choć Zjednoczona Prawica dąży do "sytuacji takiej, jak w Niemczech czy we Francji, gdzie rodzimy kapitał ma zdecydowaną przewagę nad zagranicznym". W wywiadzie z "Super Expressem" ocenił natomiast, że podczas wyborczego wyścigu TVN "przekraczał wszelkie możliwe granice etyczne", a on sam był "zaskoczony skalą manipulacji". - Wiele było ordynarnej propagandy. Nie zapomnimy tego - zapewnił.

Co z ustawą o repolonizacji mediów? Kaczyński: Musimy mieć własne media, media niepolskie powinny być wyjątkiem

O podpisaniu wstępnej umowy o przejęciu grupy Polska Press od niemieckiej Verlagsgruppe Passau Capital Group Orlen poinformował w grudniu. "Polska Press posiada 20 z 24 wydawanych w Polsce dzienników regionalnych oraz blisko 120 tygodników lokalnych" - podkreślano w komunikacie koncernu paliwowego. Zgodę na transakcję musi wyrazić jeszcze Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Zakup wzbudził spore obawy w środowisku dziennikarskim. W październikowym stanowisku Stowarzyszenie Dziennikarzy RP alarmowało, że zakup Polska Press przez Orlen doprowadzi do tego, że regionalne dzienniki, tygodniki i portale "wzorem upartyjnionej przez PiS państwowej telewizji i radia staną się propagandowymi tubami partyjnych kacyków w terenie".

Tych obaw nie podziela jednak prezes PiS, który w rozmowie z telewizją wPolsce stwierdził, że ruch Orlenu był "jedna z najlepszych wiadomości, którą usłyszał w ciągu ostatnich lat". 

- My pozbawiliśmy się w wielkiej mierze mediów na rzecz czynników poza polskich, głównie niemieckich, z ogromną stratą dla naszej suwerenności, już nie jako państwa, a jako narodu i z ogromnymi stratami w innych dziedzinach [...]. Proszę zwrócić uwagę na to, że media przejmowane przez Niemców w latach 90. grały ogromną rolę w demoralizowaniu młodzieży, najbardziej można powiedzieć wulgarnym, prymitywnym, nie będę opisywał przykładów - mówił wicepremier. - Musimy mieć własne media, media niepolskie powinny być w naszym kraju wyjątkiem, rzadkim wyjątkiem. To jest może niełatwa i na pewno niekrótka droga, ale jest to jedyna droga obrony naszej wolności, suwerenności - dodał. 

Proces repolonizacji mediów partia rządząca zainicjowała przy pomocy podległej jej spółki, która po prostu kupiła określone tytuły. Co jednak z systemowym rozwiązaniem, nad którym podobno głowią się w resorcie kultury? Jak okazało się pod koniec grudnia 2020 r., nie wie tego jeszcze samo ministerstwo.

"MKiDN przygotowało roboczy projekt ustawy mającej zapewnić pluralizm mediów w Polsce. Podanie konkretnej daty, kiedy projekt pojawi się w Sejmie, jest obecnie niemożliwe" - stwierdził w odpowiedzi na interpelację jednego z posłów KO minister kultury Piotr Gliński.

Jak dodał, "założenia projektu nie są wymierzone przeciwko dziennikarzom, a jego uchwalenie ma przyczynić się do zapewnienia pluralizmu rynku mediów w Polsce". Gliński zaznaczył również, że "kontrola koncentracji w mediach oparta o przesłankę pluralizmu" jest dopuszczalna przez europejskiej i międzynarodowe prawo.  Minister przywołał na dowód przykłady z francuskiego, niemieckiego i brytyjskiego rynku medialnego.

Więcej o: