Jedno należy Prawu i Sprawiedliwości oddać - w kwestii zapowiadanych od lat systemowych zmian na rynku mediów partia Jarosława Kaczyńskiego zaczęła przechodzić od deklaracji do czynów. O tzw. repolonizacji mediów od kilku lat mówią czołowi politycy Zjednoczonej Prawicy, w tym sam wicepremier. To udało się połowicznie, bo z jednej strony regulująca tę materię ustawa, którą chwalił się minister kultury Piotr Gliński, wciąż nie trafiła do Sejmu.
Z drugiej, kontrolowany przez państwo PKN Orlen podpisał przedwstępną umowę ws. kupna grupy Polska Press od niemieckiego koncernu holdingu Verlagsgruppe Passau. Partia rządząca chce teraz "zreformować" niezależne media według fiskalnego klucza - nakładając na nie nowy podatek od reklam.
Temat repolonizacji mediów Zjednoczona Prawica wzięła na sztandary już kilka lat temu, jeszcze podczas pierwszej sejmowej kadencji (2015-2019). Znamienne wydają się w tym kontekście słowa wypowiedziane w 2017 r. w Sejmie przez ówczesną posłankę Krystynę Pawłowicz, obecnie sędzię Trybunału Konstytucyjnego.
- A po wakacjach weźmiemy się za was. To znaczy ja tak mówię. Bo jesteście kłamczuchy - oznajmiła wyraźnie rozbawiona podczas rozmowy z reporterem Onetu.
Czołowi politycy Zjednoczonej Prawicy powrócili do retoryki "repolonizacyjnej" w trakcie kampanii prezydenckiej i tuż po wygranej Andrzeja Dudy w II turze wyborów prezydenckich. Przy okazji w ich wypowiedziach pojawiły się dobrze już znane twierdzenia o tym, że pracownicy polskich mediów należących do zagranicznego kapitału tak naprawdę nie są polskimi dziennikarzami i - w domyśle - szkodzą polskiemu interesowi narodowemu.
Z lawiną takich oskarżeń wobec dziennikarzy mieliśmy do czynienia zwłaszcza po tym, jak dziennik "Fakt" opublikował artykuł o mężczyźnie skazanym za nadużycia seksualne wobec córki, który został ułaskawiony (na wniosek rodziny) przez prezydenta. - Czy ten koncern Axel Springer z niemieckim rodowodem, który jest właścicielem gazety "Fakt", chce wpłynąć na wybory prezydenckie w Polsce? Tak? Niemcy chcą wybierać w Polsce prezydenta? To jest podłość - mówił w lipcu Duda. Zapomniał wówczas dodać, że Axel-Springer to koncern szwajcarsko-niemiecki z udziałem kapitału amerykańskiego, ale to nie wpisywało się tak dobrze w często powtarzaną (również przez prorządowe media) narrację o rzekomym niemieckim zagrożeniu dla polskiej suwerenności.
9 lipca, a więc tuż przed II turą, prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził: Trzeba zmienić sytuację w mediach, równowaga medialna jest warunkiem dobrze funkcjonującej demokracji". Podobne plany snuł także minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. - Musimy się powoli zastanowić nad sytuacją mediów w Polsce, bo to, co się teraz tu dzieje, to nie możemy zupełnie po prostu przejść nad tym do porządku dziennego i mam nadzieję, że po kampanii prezydenckiej wyciągniemy wnioski - zapowiadał lider Solidarnej Polski w rozmowie TVP (4 lipca).
- W demokracji, wydaje się, że względna przynajmniej równowaga w mediach jest niezwykle potrzebna i nad tym powinniśmy się poważnie zastanowić (...) Gdyby w Polsce była większa równowaga w mediach, myślę, że II tury w ogóle by nie było; jeżeli mówimy o demokracji, to demokracja wymaga równowagi - mówił z kolei 12 lipca, podczas wieczoru wyborczego Dudy.
Już po ogłoszeniu sondażowych wyników wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski ogłosił: "Czas na polskie media! RE-PO-LO-NI-ZA-CJA".
Swoje diagnozy o polskim rynku mediów przedstawiali wówczas także przedstawiciele innego koalicjanta PiS - Porozumienia Jarosława Gowina. Adam Bielan tłumaczył w Polsat News, że repolonizacja "nie ma polegać na przymusowym wykupowaniu tytułów medialnych z zagranicznym kapitałem", choć Zjednoczona Prawica dąży do "sytuacji takiej, jak w Niemczech czy we Francji, gdzie rodzimy kapitał ma zdecydowaną przewagę nad zagranicznym". W wywiadzie z "Super Expressem" ocenił natomiast, że podczas wyborczego wyścigu TVN "przekraczał wszelkie możliwe granice etyczne", a on sam był "zaskoczony skalą manipulacji". - Wiele było ordynarnej propagandy. Nie zapomnimy tego - zapewnił.
O podpisaniu wstępnej umowy o przejęciu grupy Polska Press od niemieckiej Verlagsgruppe Passau Capital Group Orlen poinformował w grudniu. "Polska Press posiada 20 z 24 wydawanych w Polsce dzienników regionalnych oraz blisko 120 tygodników lokalnych" - podkreślano w komunikacie koncernu paliwowego. Zgodę na transakcję musi wyrazić jeszcze Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Zakup wzbudził spore obawy w środowisku dziennikarskim. W październikowym stanowisku Stowarzyszenie Dziennikarzy RP alarmowało, że zakup Polska Press przez Orlen doprowadzi do tego, że regionalne dzienniki, tygodniki i portale "wzorem upartyjnionej przez PiS państwowej telewizji i radia staną się propagandowymi tubami partyjnych kacyków w terenie".
Tych obaw nie podziela jednak prezes PiS, który w rozmowie z telewizją wPolsce stwierdził, że ruch Orlenu był "jedna z najlepszych wiadomości, którą usłyszał w ciągu ostatnich lat".
- My pozbawiliśmy się w wielkiej mierze mediów na rzecz czynników poza polskich, głównie niemieckich, z ogromną stratą dla naszej suwerenności, już nie jako państwa, a jako narodu i z ogromnymi stratami w innych dziedzinach [...]. Proszę zwrócić uwagę na to, że media przejmowane przez Niemców w latach 90. grały ogromną rolę w demoralizowaniu młodzieży, najbardziej można powiedzieć wulgarnym, prymitywnym, nie będę opisywał przykładów - mówił wicepremier. - Musimy mieć własne media, media niepolskie powinny być w naszym kraju wyjątkiem, rzadkim wyjątkiem. To jest może niełatwa i na pewno niekrótka droga, ale jest to jedyna droga obrony naszej wolności, suwerenności - dodał.
Proces repolonizacji mediów partia rządząca zainicjowała przy pomocy podległej jej spółki, która po prostu kupiła określone tytuły. Co jednak z systemowym rozwiązaniem, nad którym podobno głowią się w resorcie kultury? Jak okazało się pod koniec grudnia 2020 r., nie wie tego jeszcze samo ministerstwo.
"MKiDN przygotowało roboczy projekt ustawy mającej zapewnić pluralizm mediów w Polsce. Podanie konkretnej daty, kiedy projekt pojawi się w Sejmie, jest obecnie niemożliwe" - stwierdził w odpowiedzi na interpelację jednego z posłów KO minister kultury Piotr Gliński.
Jak dodał, "założenia projektu nie są wymierzone przeciwko dziennikarzom, a jego uchwalenie ma przyczynić się do zapewnienia pluralizmu rynku mediów w Polsce". Gliński zaznaczył również, że "kontrola koncentracji w mediach oparta o przesłankę pluralizmu" jest dopuszczalna przez europejskiej i międzynarodowe prawo. Minister przywołał na dowód przykłady z francuskiego, niemieckiego i brytyjskiego rynku medialnego.