Respiratory od handlarza bronią, miliony za nieprzeprowadzone wybory. Tak wyglądał rok afer związanych z epidemią

4 marca mija rok od stwierdzenia pierwszego przypadku zakażenia koronawirusem w Polsce. W tym czasie wprowadzono wiele obostrzeń, na których łamaniu przyłapano polityków. Poza tym zakupiono felerne maseczki od instruktora narciarstwa, respiratory od handlarza bronią, a także wydano kilkadziesiąt milionów złotych na wybory, które się nie odbyły. Przypominamy najgłośniejsze afery związane z epidemią koronawirusa w Polsce.

4 marca mija rok od stwierdzenia w Polsce pierwszego przypadku zakażenia koronawirusem. Nikt nie przeczuwał jeszcze wtedy, jak najbliższe miesiące zmienią naszą rzeczywistość pod wieloma względami. Tysiące Polaków straciło bliskich, zmagało się z problemami zdrowotnymi, walczyło o przetrwanie w biznesie i na rynku pracy. Po 12 trudnych miesiącach pokazujemy w Gazeta.pl pandemiczną codzienność z różnych perspektyw. Spoglądamy także w przyszłość - z ostrożnością, ale i nadzieją. Wszystkie teksty na ten temat znajdziesz tutaj.

***

Afera nr 1: maseczki

W marcu ubiegłego roku Ministerstwo Zdrowia kupiło maseczki za ponad pięć milionów od instruktora narciarstwa. Okazało się jednak, że nie spełniają one standardów. Politycy tłumaczyli później, że w momencie transakcji nie było od kogo kupić tych maseczek. Podkreślali, że niemal wszystkie firmy żądały przedpłaty, a także, że kilka razy rządy innych państw ubiegły Polskę w zakupie. - Pamiętajmy, jaka była sytuacja. Wszyscy w Europie wydzierali sobie pazurami każdy sprzęt, głównie maseczki. (...) Minister kupiłby w tym czasie maseczki nawet od diabła. Ale nikt nie chciał ich sprzedać. Nikt. Nie było ani jednej innej oferty. A moja znajomość z kontrahentem polega na tym, że widziałem się z nim cztery lata wcześniej na nartach - tłumaczył się ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną".

- W marcu chyba każdy widział, jak dramatyczna jest sytuacja ze sprzętem ochrony osobistej. I nagle pojawia się osoba, która mówi: "Mam maseczki i je sprzedam". Brat do mnie z tym dzwoni i pyta, co z tym panem zrobić. Nie widzę w tym nic złego, wysłałem więc mu numer do osoby nadzorującej zakupy, czyli do ministra Cieszyńskiego, żeby on dalej pokierował tą sprawą - dodał polityk.

"Resort zdrowia musiał wiedzieć, że maseczki oferowane przez znajomego rodziny ministra Szumowskiego nie są towarem medycznym. Mimo to ich jakość skontrolowano dopiero 36 dni po zakupie" - pisała w maju "Gazeta Wyborcza". Ostatecznie Ministerstwo Zdrowia złożyło zawiadomienie do prokuratury, twierdząc, że mogło zostać wprowadzone w błąd.

Wiceminister Janusz Cieszyński i minister Łukasz Szumowski Szumowski tłumaczy się z trefnych maseczek: Kupiłbym je nawet od diabła

Afera nr 2: respiratory

W kwietniu Ministerstwo Zdrowia podpisało umowę z firmą E&K na zakup respiratorów, które spółka miała dostarczyć w 2020 roku. Dokument opiewał na około 200 mln złotych. Jednak przedsiębiorstwo, które należy do osoby zamieszanej w handel bronią (prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie), dostarczyło tylko 200 sztuk sprzętu, chociaż zamówienie dotyczyło ponad tysiąca bardzo specjalistycznych i drogich urządzeń. Cena pojedynczego urządzenia była niezwykle wysoka - przekraczała cenę respiratorów zakupionych przez Agencję Rezerw Materiałowych o ponad 100 tys. zł.

W ramach przedpłaty resort zdrowia, kierowany wówczas przez Łukasza Szumowskiego, przelał na konto spółki 160 mln zł. Wszystkie respiratory miały być dostarczone do Polski. Ze względu na niewykonanie umowy, ministerstwo domaga się zwrotu zapłaconej zaliczki. Jednak spółka E&K zwróciła jedynie ok. 64 mln zł.

Pod koniec stycznia oświadczenie w tej sprawie wydał wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński. "Po zapoznaniu się ze sprawą zakupu respiratorów w kwietniu 2020 roku, mogę stwierdzić, iż decyzja o skorzystaniu z firmy E&K została podjęta w oparciu o informacje przekazane przez służby specjalne, które nie dostrzegały przeciwwskazań do podjęcia takiej współpracy" - napisał polityk.

W sprawie zakupu respiratorów za 200 mln zł warszawska prokuratura wszczęła śledztwo. Postępowanie prowadzone jest pod kątem czynu zabronionego z art. 296 § 3 Kodeksu karnego. Przepis mówi o tym, że jeśli osoba, której podlegają kwestie majątkowe nie dopełni obowiązku lub nadużyje uprawnień, doprowadzając w ten sposób do niegospodarności wielkich rozmiarów, podlega karze do 10 lat pozbawienia wolności. 5 lutego na koncie firmy E&K należącej do Andrzeja Izdebskiego, byłego handlarza bronią, komornik zajął prawie sześć milionów euro.

Respirator Komornik zajął na Lotnisku Chopina respiratory od handlarza bronią

Afera nr 3: wybory kopertowe

10 maja 2020 roku miały odbyć się wybory prezydenckie. Jednak, zgodnie z tzw. tarczą antykryzysową, przeprowadzenie głosowania w lokalach było niemożliwe. PiS za wszelką cenę chciał przeforsować wybory korespondencyjne. Przeciwna była opozycja, a także Porozumienie z Jarosławem Gowinem na czele. Lider ugrupowania proponował, aby do projektu PiS dopisać 3-miesięczne vacatio legis. Zdaniem Gowina sprawiłoby to, że wybory zostałyby przełożone. Kiedy propozycja została odrzucona, ówczesny wicepremier podał się do dymisji. Później proponował zmiany w konstytucji i przedłużenie kadencji prezydenta o dwa lata.

W połowie kwietnia, mimo że wciąż nie została uchwalona ustawa dotycząca powszechnego głosowania korespondencyjnego, premier wydał dyspozycję, dzięki której Poczta Polska mogła rozpocząć przygotowania do wyborów. Ostatecznie głosowanie w maju nie odbyło się, ale na przygotowania wydano kilkadziesiąt milionów złotych. - Procedury demokratyczne to są procedury, które wymagają pewnego wkładu pracy ze strony państwa, wkładu organizacyjnego. Każde wybory to są wielomilionowe koszty dla budżetu państwa. (...) Jeżeli chcemy mieć państwo, gdzie władza pochodzi z demokratycznych wyborów, gdzie funkcjonują demokratyczne instytucje - chociażby parlament - to nie można się oburzać, że państwo ponosi w tym celu pewne koszty - stwierdził na antenie TVP Jacek Sasin, który odpowiadał za organizację majowych wyborów. Polityk dodał, że "można ubolewać" nad tym, że "znaczna kwota pieniędzy, mówimy tu o 80 mln zł, została wydana, mimo że te wybory się nie odbyły". Jednocześnie podkreślił, że termin wyborów zgodnie z prawem został wyznaczony, więc wszelkie instytucje publiczne zostały zobowiązane, aby ten termin zachować. - One [wybory - przyp. red.] się nie odbyły, ponieważ doszło do absolutnie bezprecedensowej sytuacji. Otóż, opozycja postanowiła nie dopuścić do tego, by te wybory się odbyły - powiedział Sasin. Stwierdził, że opozycja to zrobiła, ponieważ jej kandydaci nie mieli żadnych szans na wygraną.

23 kwietnia Ewa Wrzosek wszczęła śledztwo ws. organizacji wyborów prezydenckich w czasie epidemii. Prokuratorka chciała sprawdzić, czy podczas głosowania nie zajdzie ryzyko narażenia wielu osób na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Po zaledwie trzech godzinach śledztwo zostało umorzone przez zastępczynię prokuratora rejonowego Warszawa-Mokotów Edytę Dudzińską. Dzień później Prokuratura Krajowa poinformowała, że wobec Wrzosek zostało wszczęte postępowanie dyscyplinarne.

Poczta Polska może jeszcze zarobić na 'pakietach Sasina'. 'GW' ujawnia nagranie Poczta może jeszcze zarobić na "pakietach Sasina". "GW" ujawnia nagranie

Afera nr 4: Kazik i Trójka

W maju zwycięzcą Listy Przebojów, głosami słuchaczy, został Kazik Staszewski ze swoją piosenką "Twój ból jest lepszy niż mój". Piosenka nawiązuje do odwiedzenia przez Jarosława Kaczyńskiego grobu jego matki. Prezes PiS poszedł na cmentarz na Powązkach, mimo że nekropolia była zamknięta dla odwiedzających. Co prawda, wówczas nie było jednoznacznych przepisów, które zabraniałyby przychodzenia na cmentarz, ale na stronie Archidiecezji Warszawskiej znajdowała się informacja, że nekropolia przy ul. Powązkowskiej jest zamknięta dla odwiedzających. To samo "Fakt" usłyszał w zarządzie cmentarza: "Cmentarz jest zamknięty. Może tylko wejść, jeśli jest pogrzeb, pięć osób z rodziny do pogrzebu".

Niedługo po zwycięstwie Kazika słuchacze stracili dostęp do strony internetowej, za pośrednictwem której można było oddawać głosy. Następnie poinformowano, ze notowanie zostało unieważnione - dyrekcja Trójki argumentowała konieczność wycofania Listy Przebojów "błędem informatycznym" i możliwej "ingerencji z zewnątrz". Tym samym, według władz rozgłośni, utwór Kazika miał wcale nie znaleźć się na liście.

W wyniku tych zdarzeń z pracy w radiowej Trójce zrezygnowali m.in. Marek Niedźwiecki, Hirek Wrona czy Piotr Metz. Niedługo później dyrektorem Trójki został Kuba Strzyczkowski, który zastąpił na tym stanowisku Tomasza Kowalczewskiego. Nowy szef rozgłośni ogłosił, że niektórzy dziennikarze wrócą do pracy. Tak też się stało. Wrócił m.in. Piotr Metz, który kilka miesięcy później ponownie odszedł z Trójki.

Obecnie dyrektorem i redaktorem naczelnym Programu 3 Polskiego Radia jest Michał Narkiewicz-Jodko, który stanowisko to objął w sierpniu ubiegłego roku. Natomiast zwolniony Kuba Strzyczkowski zaangażował się w projekt byłych dziennikarzy PR - Radio 357.

Zagraniczne media piszą o aferze w Trójce Zagraniczna prasa o aferze w Trójce. "Narzędzie propagandowe, tuba rządowa"

Afera nr 5, czyli afer kilka: łamanie obostrzeń przez polityków

Politycy Zjednoczonej Prawicy w ciągu roku trwania epidemii wprowadzili wiele dotkliwych dla Polaków obostrzeń. Jednak sami zostali wielokrotnie przyłapani na niestosowaniu się do zasad. Poniżej przypominamy niektóre z takich sytuacji.

W maju Andrzej Duda spotkał się z leśnikami z Nadleśnictwa Baligród. Na fotografiach widać, że podczas wspólnego posiłku zarówno prezydent, jak i leśnicy nie nosili maseczek oraz nie zachowywali zalecanego dystansu. Tydzień później premier Mateusz Morawiecki odwiedził jedną z gliwickich restauracji - na zdjęciu, które opublikowała jego kancelaria widać, że siedział bez maseczki przy stoliku z trzema osobami. Co ważne, w tym czasie przy jednym stoliku mogły przebywać tylko rodzina lub osoby pozostające we wspólnym gospodarstwie domowym. Z kolei Łukasz Szumowski, ówczesny minister zdrowia, apelował, aby z powodu pandemii koronawirusa Polacy wakacje spędzali w kraju. Tymczasem sam wybrał się na urlop na Wyspy Kanaryjskie - informował w sierpniu "Super Express".

W październiku minister edukacji Przemysław Czarnek odwiedził w szpitalu w Lublinie babcię. Zgodę na jego wejście, mimo obowiązującego zakazu odwiedzin, miał wyrazić kierownik oddziału. Dwa dni później polityk poinformował, że stwierdzono u niego zakażenie SARS-CoV-2. Okazało się, że na odwiedzonym przez ministra oddziale na COVID-19 zachorowali pacjenci oraz personel medyczny. Czarnek tłumaczył, że jego wizyta u babci odbyła się "zgodnie z procedurami, w pełnym reżimie sanitarnym", a sam "nie miał żadnego bezpośredniego kontaktu z innymi pacjentami".

W styczniu tego roku portal tvn24.pl ujawnił, że synowie Jadwigi Emilewicz brali udział w narciarskim zgrupowaniu w Suchem między 2 a 6 stycznia. Polski Związek Narciarski potwierdził, że jeździli na nartach bez aktywnej licencji sportowej, a, zgodnie z obowiązującymi obostrzeniami związanymi z epidemią koronawirusa, na stokach mogły wówczas przebywać jedynie osoby uprawiające sport zawodowy lub członkowie kadry narodowej i olimpijskiej. Emilewicz w rozmowie z Interią tłumaczyła, że w tej sytuacji "mama wygrała z posłanką". Ostatecznie polityczka nie poniosła żadnych konsekwencji w ramach klubu Prawa i Sprawiedliwości.

Jadwiga Emilewicz Emilewicz: Niestety, mama wygrała we mnie z posłanką

Afera nr 6: szczepienia poza kolejnością

Pod koniec ubiegłego roku w Polsce rozpoczęły się szczepienia przeciwko COVID-19. Do grupy "zero", czyli tej szczepionej w pierwszej kolejności, zaliczono m.in. personel medyczny. Szybko jednak okazało się, że nie wszyscy przestrzegają wyznaczonej kolejności.

W ten właśnie sposób preparat przyjął m.in. starosta opatowski Tomasz Staniek. "W ostatni dzień roku 2020 przyjęliśmy szczepionki wraz z członkiem zarządu Andrzejem Gajkiem. Czujemy się wyśmienicie, a najważniejsze, że zabezpieczamy naszych najbliższych. Za trzy tygodnie kolejna dawka. Zachęcamy do takich samych decyzji" - napisał polityk. Potem wpis został usunięty. Dwa dni później szef Komitetu Wykonawczego Prawa i Sprawiedliwości Krzysztof Sobolewski poinformował, że uchwałą Zarządu Okręgowego Staniek został usunięty ze struktur partii. "Zasady obowiązują wszystkich" - napisał.

Jedną z pierwszych osób na Opolszczyźnie przeciwko COVID-19 zaszczepił się starosta nyski Andrzej Kruczkiewicz. "Moją intencją nie było zaszczepienie się poza kolejnością i w ogóle o to nie zabiegałem" - napisał w oświadczeniu cytowanym przez opolską "Gazetę Wyborczą". "Fakt mojego poddania się zaszczepienia nie wynikał z chęci szybkiego przyjęcia szczepionki, tylko z powodu tego, że zaufałem pan dyrektorowi [ZOZ w Nysie - przyp. red.] Norbertowi Krajczemu, który przekonał mnie, że muszę mu towarzyszyć, aby dać przykład lokalnemu społeczeństwu, że szczepienie jest niezwykle ważne dla naszego zdrowia i życia" - podkreślił polityk. W konsekwencji został zawieszony w prawach członkach PiS.

Ale zaszczepiły się nie tylko osoby związane z partią rządzącą. Preparat przyjął m.in. starosta śremski Zenon Jahns. - Ja jestem też w grupie zerowej, bo jestem właścicielem szpitala - tłumaczył. Również Leszek Miller został zaszczepiony. Były premier przekonywał, że otrzymał szczepionkę jako pacjent placówki Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. - Mam 75 lat, różne schorzenia i najzwyczajniej w świecie boję się tego wirusa. Co tydzień latam do Brukseli i gdy wracam, po kontakcie z dziesiątkami osób, to mam duszę na ramieniu. Teraz już po pierwszym szczepieniu ten lęk będzie mniejszy i nie chodzi przecież o mnie, tylko o moich najbliższych - powiedział polityk.

Sporo kontrowersji wywołały także szczepienia znanych osób w trakcie, kiedy szczepiona miała być wyłącznie grupa "zero". Chodzi m.in. o Krystynę Jandę, Andrzeja Seweryna, Zbigniewa Zborowskiego czy dyrektora programowego TVN Edwarda Miszczaka.

Rząd Mateusza Morawieckiego zaproponował podział unijnych pieniędzy na województwa. Samorządowcy, którzy dostali najmniej alarmują, że nie znają kryteriów. Premier o osobach zaszczepionych poza kolejnością: To prawdziwy skandal

Zobacz wideo Wiceminister zdrowia: 14 kwietnia podpisaliśmy umowę na 1241 respiratorów. Spółka nie wywiązała się z terminów dostaw
Więcej o: