Zobacz nagranie. Pandemia w Polsce. Minister Michał Wójcik opisuje swoją chorobę:
Konflikt obu polityków nie jest nowy. Sięga prawie rok wstecz, gdy w obozie rządzącym trwał spór o termin wyborów prezydenckich. Wówczas Gowin żądał przesunięcia wyborów o dwa lata, ostatecznie godząc się na odbycie ich 23 czerwca 2020 r. Bielan był twardym zwolennikiem wyborów korespondencyjnych 10 maja. Inni politycy partii się podzielili stając po różnych stronach barykady. Przez kolejne miesiące pojawiały się następne punkty sporne jak obsada stanowiska ministra ministra w kancelarii premiera, które przysługiwało Porozumieniu.
Wedle stronników Gowina Bielan to "ukryta opcja PiS-owska", która "rozbija partię od środka". Wedle stronników Bielana Gowin "oderwał się od rzeczywistości" i "stosuje metody Tuska w wycinaniu konkurentów".
Obie strony ostrzyły na siebie zęby od tygodni. Gowin chciał odzyskać pełną sterowność partii i pozbyć się wewnętrznej opozycji, która sformowała się w maju zeszłego roku. A do wierchuszki partii - zarządu i prezydium - dokooptował swoich stronników, by mieć bezpieczną większość we władzach.
Bielan zrobił kwerendę w papierach partii i miał odkryć, że na kongresie Porozumienia w 2017 r. nie wybrano prezesa formacji, choć funkcję tę do dziś pełni Gowin, który wybrany został, ale na kongresie w 2015 r. A kooptację "gowinowców" do zarządu i prezydium partii zakwestionował.
Gazeta.pl publikuje uzasadnienie sądu koleżeńskiego, w którym opisano zawiłą historię z wyborami władz Porozumienia. Clou jest takie: wedle statutu kadencja prezesa Porozumienia trwa trzy lata, a w razie siły wyższej może on pełnić tę funkcję przez dodatkowy rok. Gowin został wybrany na prezesa w 2015, a w 2017 r. doszło do kongresu nadzwyczajnego (bo partia łączyła się m.in. z Republikanami), ale wówczas wybrano wszystkie władze - poza prezesem. Wybór prezesa miał nastąpić na kolejnym, szybko zwołanym kongresie. Nad całą operacją z wyborami czuwał Marek Zagórski, ale ten odszedł potem do PiS, a kongresu nie zwołano, Gowin pełnił jednak nadal funkcję prezesa partii, choć jego mandat wygasł najpóźniej w 2019 r.
Z kwerendy, którą zrobili "bielaniści", to właśnie wynikło.
Wczoraj doszło do próby sił - starcia Gowina i Bielana. Stosunkiem głosów 24 do 2 zarząd partii przegłosował wniosek o zawieszenie Adama Bielana w prawach członka partii - za "wielokrotne łamanie statutu". "Bielaniści" twierdzą, że 11 osób nie brało udziału w głosowaniu i podważają jego ważność.
Sąd koleżeński uznał z kolei, że Gowin - z racji, że nie został wybrany w 2017 r. na prezesa - nie jest prezesem i powierzył te obowiązki Adamowi Bielanowi, bo ten jest przewodniczącym konwencji krajowej partii i jego akurat w 2017 r. wybrano. Bielan - stanowi ta decyzja sądu koleżeńskiego - może pełnić nową funkcję najpóźniej do 4 listopada br.
Adam Bielan odpisał nam jedynie tyle: - Moim celem jest próba załagodzenia konfliktu wewnątrz partii i doprowadzenie jak najszybciej do kongresu, na którym w sposób demokratyczny zostaną wybrane wszystkie nowe władze. Sam deklaruję, że nie będę się ubiegał na tym kongresie o funkcję prezesa.
Zaognienie konfliktu i jego zawiłość każą sądzić, że jeśli spór nie zostanie rozwiązany polubownie, to skończy się w sądzie. Wcale nie koleżeńskim.