Wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który ogranicza możliwość wykonania legalnej aborcji został w ubiegłym tygodniu opublikowany w Dzienniku Ustaw. Publikacja wyroku w dzienniku urzędowym oznacza jego formalne wejście w życie. Wiele osób, w tym prawników, kwestionuje jednak skuteczność orzeczenia TK. Wskazują, że w wydaniu wyroku uczestniczyli tzw. dublerzy, czyli sędziowie TK powołani przez PiS niezgodnie z prawem.
Bohdan Zdziennicki, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, powiedział w "Faktach po Faktach" w TVN24, że są wątpliwości co do tego, czy należy stosować się do orzeczenia TK. Zdziennicki podkreślił, że należy respektować każdy wyrok, ale tylko wtedy, gdy "jest wydany przez właściwy organ zgodnie z procedurą i w tym składzie, który jest określony w przepisach prawa mających rangę konstytucyjną".
Dodał, że jeśli te zasady zostały naruszone i skład orzekający w danej sprawie jest nieprawidłowy "to wyrok, mówiąc krótko, jest nieważny". Podkreślił, że z taką samą sytuacją mamy do czynienia, gdy w składzie orzekającym znajdują się tzw. dublerzy. - Wtedy ten wyrok też jest nieważny - powiedział.
Według Zdziennickiego, komplikacje prawne powodują, że lekarze stawiani są w trudnej i "karkołomnej" sytuacji. - W normalnym państwie wszystko byłoby jasne. A kiedy wprowadzi się do mechanizmów państwa rzeczy niezgodne z systemem, powstają sytuacje karkołomne - podkreślił. Zaznaczył, że lekarz nie jest specjalistą od prawa konstytucyjnego, ale "musi być praworządny". - To tylko pokazuje, że jak psuje się mechanizm państwa, to wprowadza się w społeczeństwie stan chaosu i sytuację, których nie powinno być - powiedział.
We wtorek (2 stycznia) miały miejsce protesty związane z publikacją wyroku TK ws. aborcji. Demonstracje odbyły się m.in. w Łodzi, Kielcach i Gdańsku. Protestujący solidaryzowali się z nauczycielką z Tczewa, która została wezwana do kuratorium w związku ze swoim udziałem w Strajku Kobiet oraz z aktywistką Katarzyną Augustynek, czyli Babcią Kasią, która po raz kolejny została zatrzymana przez policję.
Demonstracja w Łodzi rozpoczęła się na Placu Zwycięstwa pod Muzeum Kinematografii. Protestujący maszerowali przez miasto z garnkami przyniesionymi na manifestację. "Kobiety mają gotować, to wam ugotują piekło" - brzmiał jeden ze sloganów zgromadzenia.
- Jestem przekonana, że rząd sobie tę publikację skrupulatnie skalkulował. Po pierwsze, wziął nas na przeczekanie, licząc, że protesty ucichną i zmęczenie będzie tak duże, że nie będziemy wychodzić na ulice. Po drugie, zimą dużo trudniej jest zmobilizować ludzi do demonstrowania. Po trzecie, publikacja wyroku ma przykryć nieudolną walkę z pandemią i brak pomocy dla przedsiębiorców - powiedziała rozmowie z "Wyborczą Łódź" Magda Gałkiewicz ze stowarzyszenia "Łódzkie Dziewuchy".