Portal tvn24.pl ujawnił, że Jadwiga Emilewicz razem ze swoimi synami była na wyjeździe w Suchem między 2 a 6 stycznia. Dzieci polityczki uczestniczyły w zgrupowaniu narciarskim, mimo tego, że nie posiadały uprawnień do jeżdżenia na nartach w reżimie sanitarnym. Synowie Emilewicz musieliby uprawiać sport zawodowy, być członkami kadry narodowej lub olimpijskiej, aby legalnie szusować. Wnioski o wydanie odpowiedniej licencji dla synów polityczki wpłynęły do Polskiego Związku Narciarskiego dopiero 7 stycznia.
Posłanka przyznała, że wyjazd na narty miał być czasem z rodziną. Jej synowie od wielu lat uczestniczą w zawodach narciarskich. - Mam nadzieję, że moje narty będą się kojarzyć z matką i politykiem, która co prawda popełniła błąd, ale potrafiła się przyznać, przeprosić i odzyskać zaufanie - oznajmiła Jadwiga Emilewicz we wtorek na łamach Interii. Polityczka przyznała, że niestety "mama wygrała z posłanką".
Niestety, nie zadałam sobie pytania, czy to wypada. Powinniśmy byli zostać w domu, bo taki jest koszt obowiązków, których się podjęłam
- dodała polityczka. Tłumaczyła, że przez ostatnie pięć lat spędziła mało czasu z dziećmi i myślała, że taki wyjazd jest zgodny z przepisami.
Jak przekazała, posłanka otrzymywała nieprzychylne komentarze z internetu, a także ze strony partyjnych kolegów. Emilewicz wspomniała, że błąd wytknął jej między innymi minister Kowalski i poseł Wypij. Premier Mateusz Morawiecki powiedział, że "zachowała się nierozsądnie i popełniła błąd".
Jak pisał w piątek Jacek Gądek, gdyby nie kryzys wizerunkowy spowodowany wyjazdem na narty możliwe, że Jadwiga Emilewicz wróciłaby do rządu na stanowisko ministra klimatu i środowiska. Taki powrót byłby na rękę między innymi Mateuszowi Morawieckiemu.
Jadwiga Emilewicz przyznała się do błędu i przeprosiła. - Popełniłam błąd i bardzo za to przepraszam. Politykom wolno mniej, zwłaszcza w tak trudnej sytuacji jak pandemia. Nie powinnam była jechać. Z pokorą przyjmuję krytykę internautów, mediów, klubowych kolegów i opozycji. To, co się wydarzyło, nie powinno mieć miejsca - mówiła posłanka. Polityczka dodała, że nie wie, kto ręcznie dopisał ją na listę uczestników zgrupowania.