W środę 13 stycznia portal tvn24.pl opublikował artykuł, z którego wynika, że początkiem stycznia synowie byłej wicepremier Jadwigi Emilewicz jeździli na nartach, choć stoki narciarskie były wówczas dostępne jedynie dla zawodowych sportowców. Dziennikarze ustalili, że w dniach, kiedy szusowali pod Poroninem, Emilewiczowie nie mieli licencji Polskiego Związku Narciarskiego. Pojawiły się one w internetowym wykazie związku dopiero, gdy sprawą zainteresowali się reporterzy. Co więcej, nazwisko samej Jadwigi Emilewicz zostało dopisane do listy zawodników odręcznie.
Jadwiga Emilewicz wydała oświadczenie, w którym odniosła się do wspomnianego artykułu. Zaznaczyła w nim m.in. że jej synowie od szóstego roku życia są członkami klubów narciarskich i uczestniczą w zgrupowaniach i zawodach. Wyraziła też zdziwienie, że licencji jej synów nie było w bazie Polskiego Związku Narciarskiego. Mimo wyjaśnień byłej wicepremier jej koledzy po fachu zaczęli komentować nagłośnioną przez media sprawę. Wśród jej krytyków nie zabrakło posłów z jej własnego obozu politycznego.
"Pycha kroczy przed upadkiem. Politycy nie są żadną specjalną kastą, która ma specjalne przywileje i której wolno więcej. Nie! Nie wolno!" - napisał Janusz Kowalski z Solidarnej Polski.
"... a można było morsować..." - napisał z kolei Michał Wypij, przewodniczący Porozumienia, do którego do września 2020 roku należała także Jadwiga Emilewicz.
"Rozumiem, dlaczego nie widziałem poseł Jadwigi Emilewicz na komisji zdrowia w dniu 5 stycznia. Ciężko brać udział w narciarskim stroju i kasku na głowie" - napisał poseł KO Dariusz Joński.
"Dla ludzi brak szczepionek i siedzenie w domu. Dla firm upadek. Dla władzy narty i wyjazdy na Kubę. Lepszy sort w natarciu" - napisał Cezary Tomczyk z Koalicji Obywatelskiej.
"J. Emilewicz z rodziną na nartach dopełnia obrazu pisowskiej hipokryzji. Wszyscy "mieli" licencje PZN. Pamiętacie cmentarny rajd Kaczyńskiego?" - napisał poseł KO Marcin Kierwiński.
"Wasze narty są ważniejsze niż nasze?" - napisała z kolei Katarzyna Lubnauer.