Nowelizacja kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia usuwa z dotychczasowych przepisów zapis o tym, że "sprawca wykroczenia może odmówić przyjęcia mandatu karnego". Jeśli przepisy weszłyby w życie, po otrzymaniu mandat możliwe byłoby złożenie odwołania do sądu w ciągu 7 dni. Sąd mógłby utrzymać mandat w mocy, uchylić go lub umorzyć postępowanie.
Projekt wzbudza spore kontrowersje, nie tylko wśród opozycji. Wicepremier i prezes Porozumienia Jarosław Gowin oświadczył w weekend, że jego partia sprzeciwia się proponowanym rozwiązaniom
Dr Wojciech Górowski, adwokat, adiunkt w Katedrze Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego: Zgodnie z art. 42 ust. 3 Konstytucji każdego uważa się za niewinnego, dopóki nie skaże go sąd. Dopóki sąd nie powie "obywatelu, popełniłeś wykroczenie", nie może wykonać kary. Kolejny przepis Konstytucji mówi o tym, że w sprawach karnych to sądy wymierzają kary. A propozycja zmian mówi, że to policjant daje mandat.
I to nie jest problem. Problemem jest to, że ten mandat jest natychmiast wykonalny. To policjant decyduje: "popełniłeś wykroczenie, daję ci karę, którą od razu trzeba zapłacić".
Postępowanie mandatowe jest powszechne na całym świecie. Jest zgodne z Konstytucją, o ile istnieje wentyl bezpieczeństwa, że obywatel może z tego postępowania zrezygnować tak jak obecnie, bez podania żadnego powodu. Bo dziś obywatel może powiedzieć: "nie przyjmuję mandatu". I nie płaci żadnej grzywny, dopóki sąd prawomocnym wyrokiem lub wyrokiem nakazowym go nie skaże i tej grzywny mu nie da.
Projekt zakłada, że nie będzie można odmówić. Bez względu na to, czy się ten mandat zaskarży, czy nie, ta kara i tak będzie ściągnięta. "I tak musisz, obywatelu, zapłacić. A jak chcesz, to się sądź".
Może, ale nie musi. W praktyce, zanim sąd zajmie się tą sprawą, mandat już będzie zapłacony.
Policjant nakłada na mnie mandat. Mam siedem dni, żeby zapłacić i siedem dni, żeby się odwołać. Terminy, które zapisano, automatycznie spowodują, że w 99 proc. przypadków mandat będzie musiał zostać zapłacony lub zostanie ściągnięty. Egzekucja mandatu nie odbywa się przez komorników, tylko za pośrednictwem urzędów skarbowych.
Wystarczy powiedzieć policjantowi "odmawiam przyjęcia mandatu". Policjant sporządza odpowiednią dokumentację, dołącza nagrania, zeznania świadków. Akta trafiają do innych policjantów, tzw. ogniw do spraw wykroczeń. Oni z kolei kierują do sądu wniosek o ukaranie.
Nie interesuje pana zbieranie dowodów, nie musi pan nic płacić. W 90 proc. przypadków sąd wydaje wyrok nakazowy, który wysyła do domu pocztą. Wtedy ma pan 7 dni na zastanowienie się, czy złożyć sprzeciw i wtedy sprawa odbywa się normalnie: wzywa pana sąd, powoływani są świadkowie.
Może pan też stwierdzić, że zapłaci pan grzywnę.
W ciągu 7 dni od otrzymania mandatu będzie można złożyć odwołanie do sądu rejonowego. Będzie musiał pan wskazać wszystkie dowody na swoje twierdzenia, czyli w praktyce udowodnić, że jest pan niewinny. Będzie musiał pan też wskazać, czy zaskarża pan mandat co do winy, czy co do kary. Trzeba też będzie wskazać zaskarżony mandat.
Nie, nie ma konieczności wniesienia takiej opłaty. Możliwe jest natomiast w wypadku przegranej sprawy zasądzenie kosztów na rzecz Skarbu Państwa.
To rzeczywiście jest problem, bo to przerzucenie na obywatela tego, co dotychczas zawsze robiło państwo. Od teraz wszyscy na demonstracjach będą musieli mieć ze sobą kamerki na wszelki wypadek? Powtarzam: to nie obywatel ma cokolwiek udowadniać, to państwo ma udowodnić obywatelowi, że jest winny.
Jest przepis, który mówi, że w przypadku odwołania policja ma przesłać do sądu wszystkie zgromadzone przez siebie materiały. A to z kolei doprowadzi do sytuacji, w której policja będzie musiała dokładnie dokumentować każdą przeprowadzoną przez siebie interwencję, co jest kuriozalne. Paradoksalnie spowoduje to dla funkcjonariuszy więcej pracy.
Dzisiaj jest tak: zatrzymuje mnie policjant, dostaję mandat za szybką jazdę, przyznaję, że jechałem za szybko, przyjmuję. Policjant nie sporządza wtedy żadnej dokumentacji, może sobie coś wpisze do notatnika. Po potencjalnej zmianie policjanci będą musieli spędzać więcej czasu nad papierami, bo nie będą wiedzieli, czy finalnie obywatel zaskarży mandat, czy nie.
Od kilku lat jestem kierownikiem Studenckiej Poradni Prawnej Uniwersytetu Jagiellońskiego, pracuję w niej ponad 15 lat. Poradnia składa się z 40-50 studentów, którzy pomagają ubogim osobom, których nie stać na adwokata. Rocznie udzielamy setek porad prawnych. Z powyższego mojego doświadczenia, uzupełnionego praktyką adwokacką, wynika, że w społeczeństwie jest bardzo duży problem ze świadomością prawną.
Nie mam żadnych wątpliwości, że sporządzenie odwołania w większości wypadków będzie wymagało profesjonalnej pomocy prawnej. Wiele stowarzyszeń na pewno przygotowałoby wzory, ale ludzie też nie będą pewni, jak te wzory wypełniać.
W projekcie zapisane jest, chociażby, że odwołanie składa się do sądu właściwego dla miejsca popełnienia wykroczenia. W Krakowie mamy cztery sądy rejonowe. Wyobraźmy sobie, że dochodzi do stłuczki na ulicy Lubicz. Ilu krakowian będzie wiedziało, do jakiego sądu się odwołać?
Ponadto, dzisiaj, gdy z sądu przychodzi wyrok nakazowy, obywatel dostaje pisemne pouczenie o swoich prawach. Projekt nic nie mówi o tym, że policjant ma komuś wręczyć takie pisemne pouczenie. Ma pouczyć - w praktyce ustnie. Kto w emocjach takie pouczenie zrozumie, zapamięta?
W obecnym stanie prawnym każdy obywatel, nawet jeśli przyjął mandat, może wnieść o uchylenie przyjętego mandatu. Oczywiście, nie z każdego powodu, ale w pewnych okolicznościach można z tego skorzystać.
Co do motywów, proszę zwrócić uwagę na uzasadnienie projektu. Wnioskodawcy piszą o "znacznym zmniejszeniu wpływu spraw o wykroczenia do sądu" i twierdzą, że "odmowa przyjęcia mandatu niejednokrotnie ma charakter impulsywny i nieprzemyślany". W uzasadnieniu nie ma mowy o tym, ile spraw wykroczeniowych w sądach dotyczy nieprzyjęcia mandatu. Jaki to jest procent wszystkich spraw? Z uzasadnienia się tego nie dowiemy. Uzasadnienia zawiera same tezy bez żadnego uzasadnienia.
Ciężko więc doszukać się innych motywów niż motywy polityczne. Ten projekt w żaden sposób nie odciąży sądów.
Nie mam wątpliwości, że motywem jest efekt mrożący: "nie wychodź na ulicę, a po drugie nie zaskarżaj, bo jest dużo trudniej". To zagrywka psychologiczna.
To nieprawda, że spraw w sądach może być mniej, a nadto nowa procedura będzie bardziej pracochłonna. Po wpłynięciu wniosku sąd musiałby się zastanowić, czy wstrzymać grzywnę, czy nie. Potem musiałby przeprowadzić całe postępowanie i nie mógłby wydać wyroku nakazowego, co przyspiesza postępowanie.
To akurat jest krok w dobrym kierunku, bo mamy w sądach referendarzy, którzy mogą odciążyć sędziów. Sprawy wykroczeniowe są w większości dość proste, referendarz mógłby nakładać naganę lub grzywnę. Gdyby nowelizacja dotyczyła tylko tego rozwiązania, oceniłbym ją bez wątpienia pozytywnie.