- System, który stworzyliśmy, pozwala na to, żeby wykonywać ok. 4 mln szczepień miesięcznie. Natomiast, żeby to było możliwe, muszą być spełnione dwa warunki: dostępność szczepionki i chęć zaszczepienia obywateli. O ile na ten drugi element możemy mieć pewien wpływ, prowadząc kampanię profrekwencyjną, o tyle na pierwszą kwestię mamy wpływ bardzo ograniczony - mówił podczas posiedzenia sejmowej Komisji zdrowia szef KPRM Michał Dworczyk.
Dworczyk poinformował, że spośród 670 tys. dawek szczepionki 204 tys. zostały rozdysponowane do szpitali węzłowych, gdzie są szczepione osoby z grupy zero. - 92 tys. osób do godziny 10 zostało zaszczepionych - powiedział. - Każdego dnia te liczby będą wzrastać - dodał.
Szef KPRM odpowiedział na pytania posłów opozycji, dlaczego rząd nie przygotował kampanii zachęcającej do szczepień. - Nie chcieliśmy rozbudzić zainteresowania wśród Polaków szczepieniem w sytuacji, w której jeszcze mamy bardzo mało szczepionek. W tej sytuacji natrafilibyśmy na frustrację. Jeżeli ludzie chcieliby się szczepić, a słyszeliby: "no niestety, kochany obywatelu, nie wiemy, kiedy będziesz mógł się zaszczepić", to by wzbudzało frustrację - tłumaczył.
Dworczyka pytano też o to, dlaczego nie powstały listy rezerwowe, by mogły być szczepione osoby poza kolejnością. - Te szczepienia organizuje każdy pełnomocnik lub dyrektor szpitala i w sposób oczywisty taka osoba sama sobie organizuje sposób pracy na terenie swojej placówki i sama może robić listę rezerwową. Nie da się tak dużym procesem kierować ręcznie. Nie da się pełnomocnikowi dyrektora szpitala w miejscowości powiedzieć: proszę zrobić kolejkę osób na zapas. Ten człowiek najlepiej wie, kogo powinien tam zaprosić na szczepienie - stwierdził
Szef kancelarii premiera podkreślił, że "Polacy byli przekonani, że to jest sprawa ponadpartyjna, ogólnonarodowa i wszyscy gramy do jednej bramki". Przyznał, że "na pewno podczas realizowania programu szczepień zdarzy się niejedna wpadka, niejedna pomyłka i błąd".
***