Zdarzenie, którym zajął się Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe, miało miejsce 1 czerwca 2019 roku. W Dzień Dziecka na płocie gdańskiej rezydencji abp. Sławoja Leszka Głódzia zawieszono transparenty, misie i lalki z zaklejonymi ustami. Organizatorką tej manifestacji była Joanna Krysiak. Kiedy na miejsce zdarzenia przyjechała policja i poprosiła ją o usunięcie zawieszonych na ogrodzeniu rzeczy, Krysiak odmówiła. Kobieta została spisana przez funkcjonariuszy, a sprawa trafiła do sądu.
Joanna Krysiak została oskarżona o złamanie artykułu 63a Kodeksu wykroczeń, który mówi: "kto umieszcza w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym ogłoszenie, plakat, afisz, apel, ulotkę, napis lub rysunek albo wystawia je na widok publiczny w innym miejscu bez zgody zarządzającego tym miejscem, podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny".
We wtorek 8 grudnia sąd wydał wyrok w tej sprawie. Uznał on, że Joanna Krysiak nie jest winna zarzucanych jej czynów, a kosztami procesowymi obciążył Skarb Państwa. Uzasadnienie sądu opublikowały Trójmiejskie Dziewuchy Dziewuchom.
"Sąd uznał, że działania obwinionej należy rozumieć w kategorii wolności słowa. Wolność taką gwarantuje przede wszystkim Konstytucja, ale także akty o charakterze prawa międzynarodowego, takie jak Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i podstawowych wolnościach" - czytamy w uzasadnieniu.
Sąd uznał, że forma protestu oraz fakt, że Krysiak odmówiła zdjęcia transparentów i zabawek z płotu arcybiskupiej rezydencji ma charakter "dyskusyjny", ale mimo to trudno uznać oskarżoną za winną zarzucanych jej czynów.
"Należy ponownie odwołać się do orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który wskazywał, iż niektóre problemy społeczne, które mają charakter szokujący, wymagają równie szokujących i zwracających uwagę środków wyrazu. Chodzi tylko o to, aby nie przekraczały one pewnych dozwolonych granic, by miały charakter pokojowy i nie nawoływały do nienawiści czy przemocy. Tutaj trudno uznać, aby taki charakter miały przedmioty pozostawione na ogrodzeniu" - orzekł sąd, stwierdzając, że "nie sposób się nie zgodzić" z krytyką niektórych dostojników kościelnych w związku ze skandalami pedofilskimi w Kościele.
Abp Sławoj Leszek Głódź jest oskarżany o to, że nie reagował, choć informowano go o tym, że podlegli mu księża dopuszczali się czynów pedofilnych. Wierni sprzeciwiający się jego bezczynności wysłali list do papieża Franciszka, apelując o odwołanie arcybiskupa. W październiku br. informowaliśmy, że wszczęto proces kanoniczny w tej sprawie.