W czasie sobotniego (28 listopada) Strajku Kobiet na ulicach Warszawy doszło do użycia przez policję gazu łzawiącego. Jedną z poszkodowanych stała się posłanka KO Barbara Nowacka, którą policjant spryskał gazem z odległości zaledwie kilkudziesięciu centymetrów. - Policja agresywnie podkręcała działania, doprowadzając na końcu do tego, że jako obywatelka, nie jako posłanka, również dostałam gazem po oczach - powiedziała Nowacka po zdarzeniu.
Barbara Nowacka opublikowała na Facebooku film, który pokazuje dokładny przebieg zdarzenia z sobotniej manifestacji. "Z dedykacją dla propagandzistów z PiS, TVP i policji - zobaczcie, zanim znów opowiecie o próbach łamania kordonu i nacieraniu przeze mnie na policjantów" - napisała Nowacka pod filmem.
Na nagraniu widać, że posłanka znajduje się obok kordonu policji. Nowacka stoi spokojnie i nie wykonuje żadnych gwałtownych ruchów ani obelżywych gestów w kierunku funkcjonariuszy. Kiedy kordon policji zaczyna poruszać się do przodu, jeden z policjantów popycha Barbarę Nowacką, która pokazuje legitymację poselską, i spryskują ją gazem łzawiącym.
Po nagłośnieniu zdarzenia dziennikarze w Sejmie zapytali się Ryszarda Terleckiego, szefa klubu PiS, o zachowanie policji w stosunku do Barbary Nowackiej. - A po co tam chodziła? - zapytał polityk, po czym dodał, że każdy poseł ma prawo brać udział w manifestacjach, ale nie w "awanturach ulicznych".
- Jakbym nagle wyciągnął legitymację poselską i podsunął pani pod oczy, to też byłaby pani zaskoczona (…) Po co machać legitymacją, jak można z daleka, spokojnie ją okazać i nie wdawać się w awanturę. No niestety policja ma rację - dodał.
Z kolei Michał Dworczyk, szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, powiedział, że jest mu przykro z powodu spryskania posłanki gazem, ale każdy, kto bierze udział w nielegalnych zgromadzeniach, musi liczyć się z konsekwencjami.
- Jestem ostatni, żeby powiedzieć, by to dziennikarz czy polityk był od oceniania, czy środki przymusu bezpośredniego zostały użyte właściwie, czy niewłaściwie. Każdy, kto bierze udział w nielegalnym zgromadzeniu, musi liczyć się z konsekwencjami. Parlamentarzyści również - powiedział.
Sąd Apelacyjny w Warszawie w wyroku z 15 maja orzekł, że rozporządzenie rządu nie może stać ponad zapisaną w Konstytucji wolnością zgromadzeń i regulującą jej ustawą. Sąd przyznał, że wprowadzenie tego zakazu "budzi istotne wątpliwości z punktu widzenia konstytucyjnego prawa obywateli do zgromadzeń wynikającego z art. 57 Konstytucji RP, w szczególności w kontekście dopuszczalnych ograniczeń praw podmiotowych i zasady proporcjonalności zawartej w art. 31 ust. 3 Konstytucji RP".