W sobotę 28 listopada przez Polskę przelała się kolejna fala pokojowych protestów. Manifestacje zorganizowano w 102. rocznicę uzyskania praw wyborczych przez kobiety. Demonstracje licznie obstawiała policja, która na wahała się użyć środków przymusu bezpośredniego. Funkcjonariusze legitymowali uczestników protestów, blokowali osoby, które chciały się rozejść, a nawet zdecydowali się użyć gazu łzawiącego. Jedną z ofiar była posłanka Barbara Nowacka, która ucierpiała, mimo że pokazywała policjantowi swoją legitymację poselską.
Na protestach była obecna też Małgorzata Trzaskowska, żona prezydenta Warszawy. Na swoim facebooku zdała, krótką relację z demonstracji, podczas której została zamknięta w policyjnym kotle. Przetrzymywano ją w ten sposób przez kilka godzin, a na koniec wylegitymowano. Trzaskowska odmówiła przyjęcia mandatu, a więc jej sprawa zakończy się w sądzie, poinformowała na facebooku.
Mimo takiego potraktowania przez policję kobieta wzięła funkcjonariuszy w obronę. Trzaskowska uważa, że policja w końcu zacznie się zachowywać normalnie i "Przestanie bić kobiety pałkami, atakować je gazem, przestanie rozbijać demonstracje, oddzielając od siebie poszczególne grupy protestujących, biorąc je w kocioł". Jej zdaniem, stanie się tak, gdy policjanci przestaną działać pod osobistą presją Jarosława Kaczyńskiego.
Widziałam w oczach policjantów wstyd. Oni wiedzą, że my wiemy. Wstydzą się, bo zdają sobie sprawę, że są tylko ślepym bagnetem w rękach ludzi, którzy panicznie boją się utraty władzy.
- napisała Trzaskowska na swoim profilu. Strach w obozie władzy bierze się stąd, że tym razem przeciwko niej wystąpili nie politycy, będący głównie mężczyznami - stwierdza Trzaskowska - a kobiety, z którymi zadarli rządzący.
Oni już wiedzą, jak to się skończy. To tylko kwestia czasu...
- puentuje Trzaskowska.