W poniedziałkowy wieczór fotoreporterka oraz dziennikarka agencji RATS, "Gazety Wyborczej" oraz Associated Press została zatrzymana podczas relacjonowania protestu przed siedzibą Ministerstwa Edukacji Narodowej w Warszawie, którego głównym hasłem było "Wolna aborcja i wolna edukacja". Policja tłumaczyła, że kobieta rzekomo miała atakować funkcjonariuszy i naruszyć ich nietykalność cielesną, m.in. poprzez kopnięcie jednego z nich.
Z takim zarzutem nie zgadza się sama Grzybowska. Dziennikarka zamieściła oświadczenie w mediach społecznościowych, w którym wyjaśniła całą sytuację ze swojej perspektywy. W sieci ukazał się również film z całego zajścia.
"Kiedy wykonywałam swoją pracę, fotografując protest pod Ministerstwem Edukacji Narodowej, zostałam zaatakowana przez policjanta (tylko dlatego, że robiąc zdjęcie, błysnęłam mu w twarz fleszem). Następnie mimo okazania legitymacji prasowej, siłą wrzucona do radiowozu, gdzie próbowano mi wmówić, że to ja byłam agresywna" - napisała.
Na komentarz w sprawie w rozmowie z Onetem zdecydował się Rafał Jankowski, szef NSZZ Policjantów. Na początek przyznał, że "chciałby, by nie dochodziło do zatrzymań dziennikarzy i fotoreporterów". Odnosząc się do nagrania z momentu zdarzenia, stwierdził, że "jest ono nieczytelne, jeśli jednak faktycznie kopnęła policjanta, to zatrzymanie było zasadne. Nikt nie ma immunitetu na bezkarność w takich przypadkach. Tak, jak nie ma zgody na bezprawne działania policji. Jeśli policjant popełni czyn zabroniony, musi za to odpowiedzieć".
Jankowski dodał następnie, że funkcjonariusze biorący udział w protestach zdają sobie sprawę, że są nagrywani i fotografowani, dlatego według niego nie mogliby sobie pozwolić na działanie niezgodne z prawem. Szef NSZZ przypomniał także, że funkcjonariusze od dawna apelują o kamerki na swoich mundurach. - Ten element wyposażenia naprawdę zrobiłby robotę. Zapis interwencji pokazywałby działania policjantów, ale też chronił ich przed pomówieniami. Wiele z tych ostatnich spraw trafi do sądu i tam znajdą rozstrzygnięcie - zaznaczył.
W dalszej części wypowiedzi Rafał Jankowski wyraził poparcie dla protestujących, a jednocześnie zauważył, że incydenty podczas manifestacji niekoniecznie są wynikiem działalności osób biorących w nich udział.
- Czasami mam wrażenie, że komuś właśnie o to chodzi. Bo gdyby nie te incydenty, to przeszłoby bez echa. I nie myślę tu o szefostwie Strajku Kobiet, osobiście jestem za tym, co mają na sztandarach, czyli "Myślę, czuję, decyduję". Ja podpisuję się pod tym. Tak, jak duża część moich kolegów i jak pewnie zdecydowana większość kobiet w mundurach, kiedy nie są na służbie - powiedział.
Szef NSZZ Policjantów wyznał, że swego czasu sam brał udział w protestach. - Jako związkowiec wiem, że czasami pozostaje ulica, ale też wiem, że to nie jest najlepszy czas. Sam ponad dwa lata temu stanąłem na czele protestu służb mundurowych i wyszedłem na ulice Warszawy z 30 tysiącami funkcjonariuszy. Protestowaliśmy przeciwko temu, że nikt nas nie słucha, że nikt z nami nie rozmawia. Poskutkowało - dodał.
Rafał Jankowski zapewnił ponadto, że nie zgadza się z głosami, w myśl których zabezpieczający protesty policjanci działają celowo przeciwko Strajkowi Kobiet. Oświadczył, że "nie mają w tym interesu i nie są stroną będąc na służbie".