Na początku listopada Interia informowała, że sześciu posłów może opuścić klub parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości na rzecz koła poselskiego, które planował założyć były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski. Wszyscy byli wówczas zawieszeni w prawach członka partii z powodu złamania dyscypliny partyjnej w trakcie głosowania nad nowelizacją ustawy o ochronie praw zwierząt. Sam projekt trafił natomiast do sejmowej "zamrażarki".
Postępowania dyscyplinarne wobec parlamentarzystów, którzy zagłosowali przeciwko tzw. Piątce dla zwierząt, zostały już umorzone. Nie zmieniło to jednak tego, że we wtorek z klubu parlamentarnego, jak i samej partii odszedł Lech Kołakowski.
Na taki krok nie zdecydował się natomiast Ardanowski, choć jak przyznał w rozmowie z Polską Agencją Prasową, do jego odejścia z PiS brakowało niewiele.
"Byłem już zdecydowany na utworzenie koła, liczba posłów jest wystarczająca (potrzeba trzech - red.). Mogłem też odejść i zostać posłem niezrzeszonym, jednak po długiej, prawie dwugodzinnej rozmowie z Kaczyńskim podjąłem decyzję, że na razie pozostaję w klubie PiS, choć byłem zdeterminowany, żeby z tego klubu wystąpić" - przyznał były minister rolnictwa.
Ardanowski uznał, że "rozbicie Zjednoczonej Prawicy" w czasie trwającej epidemii i masowych protestów ulicznych byłoby "nieodpowiedzialnością". Zastrzegł jednak, że nie zmienił zdania o zapisach "Piątki dla zwierząt" i "absolutnie nie podziela poglądów Kaczyńskiego w sprawie likwidacji hodowli zwierząt futerkowych oraz zakazu uboju rytualnego, które - jak zaznaczył - "prezes traktuje jako miarę człowieczeństwa". Podkreślił, że Kaczyński ma "nikły kontakt ze zwierzętami gospodarskimi", a jego decyzja o forsowaniu ustawy była oparta na "fałszywych informacjach".
"Prezes prosił, żebym został w klubie i uznał, że pozostajemy przy swoich zdaniach jeżeli chodzi o politykę wobec wsi i wobec zwierząt" - przekazał Ardanowski w rozmowie z PAP.