Ziobro na fali, ale w PiS budzi już wściekłość. "Pieniądze za praworządność" rozsadzają rząd Morawieckiego

Jacek Gądek
Zbigniew Ziobro jest na fali, a Mateusz Morawiecki występuje w roli zderzaka, który bierze na siebie kolizję z Unią Europejską ws. wiązania środków unijnych z praworządnością. W samym PiS wzbiera jednak wściekłość na Ziobrę, który wyrąbuje sobie silniejszą pozycję na prawicy.

Zobacz nagranie. Zbigniew Ziobro o wypłatach z budżetu UE: Tu nie chodzi o praworządność, tylko o radykalne ograniczenie suwerenności Polski

Zobacz wideo

Mówi polityk PiS bliski Nowogrodzkiej: - Ziobro jest już chyba liderem partii opozycyjnej, skoro wysyła list do premiera.

Ziobro wraz z innymi politykami Solidarnej Polski publicznie zażądał od premiera - swojego formalnego szefa w rządzie - weta do unijnego budżetu na lata 2021-27 i funduszu odbudowy po pandemii wobec planu powiązania środków unijnych z praworządnością. Ziobro powiedział przy tym, że napisał i wysłał list, który wówczas - w poniedziałek - miał być w drodze do Mateusza Morawieckiego, z takim właśnie żądaniem. I to mimo że premier jak i prezes PiS już wcześniej takie weto sygnalizowali.

Radykalne skrzydło Ziobry

- Absurd - mówią politycy PiS o tym liście. - I jeszcze ten Janusz Kowalski, który zaczyna od "weto albo śmierć!" - dodaje jeden z polityków PiS. Kowalski jest jak czerwona płachta na byki z Nowogrodzkiej, gdzie drwi się z niego, bo był członkiem Platformy, a w sieci wciąż krążą jego zdjęcia z Donaldem Tuskiem.

- Ziobro pozycjonuje się na radykalne skrzydło, ale ze stratą dla Zjednoczonej Prawicy - przekonuje jeden ze współpracowników prezesa PiS. I dodaje zirytowany: - Może już niech lepiej będą wybory i niech Ziobro zobaczy, jak naród kocha jego i całą Solidarną Polskę. Nawet za cenę utraty władzy przez nas wszystkich, jeśliby taka byłaby wola ludu.

Solidarna Polska ma kilka silnych nazwisk i mocno rozpycha się między PiS a prawą ścianą.

Ziobro mówi Kaczyńskim

W swoich żądaniach weta, które stało się faktem, ziobryści mówili językiem niemal żywcem wyjętym z wywiadu Jarosława Kaczyńskiego dla "Gazety Polskiej". Sam Ziobro na konferencję przyszedł z zanotowanym cytatem z prezesa PiS, by się na niego wiernie powołać. Ziobro jednak łamie monopol Kaczyńskiego na publiczne instruowanie Morawieckiego, co ten ma robić i to w sprawie fundamentalnej dla obozu rządzącego.

Dla Ziobry związanie pieniędzy z praworządnością byłoby katastrofą. Wszak zarzuty o łamanie praworządności wynikają głównie z rewolucji, jaką Ziobro ordynuje wymiarowi sprawiedliwości.

Modus operandi Ziobry nie zakłada finezji, ale szybkie i bezwzględne przeoranie sądownictwa. Mówi polityk PiS: - Kaczyński jest w gruncie rzeczy zadowolony z działań Ziobry wobec sądownictwa i chce ich kontynuacji.

Odwracanie rewolucji?

Wprowadzenie zasady "pieniądze za praworządność" to ryzyko nie tylko zastopowania wspomnianej rewolucji, ale wręcz jej odwracania. Utrata miliardów euro - zwłaszcza w czasie kryzysu gospodarczego - byłaby rzeczą nie do zaakceptowania także przez część prawicowego elektoratu i wodą na młyn opozycji szermującej hasłem "polexitu"

Sam Kaczyński co prawda twardo zapowiadał weto, ale jednak jego postawa jest bardziej stonowana. Kaczyński przed miesiącem w wywiadzie dla "Gazety Polskiej" mówił: "Jeśli groźby i szantaże będą utrzymane, to my będziemy twardo bronić żywotnego interesu Polski. Weto. Non possumus". Realnie jednak prezes PiS daje zielone światło Morawieckiemu dla szukania jakiegoś kompromisu - różne opcje takiego kompromisu premier zresztą ma. Ziobro tymczasem mówi publicznie: żadnych kompromisów i żadnego wiązania pieniędzy z "tak zwaną praworządnością".

- Nie może być zgody na jakikolwiek kompromis. Jakaś klauzula interpretacyjna, jakieś dorozumienia rozporządzenia, które miałoby je rozwodnić. (…) Pic, fotomontaż. Drodzy państwo, to jest ściema. My się na to nabrać nie damy i nie pozwolimy, żeby ktoś na to nabrał Polaków. I na pewno prezes Jarosław Kaczyński też nie [pozwoli] - podkreślał Ziobro.

A to już jest publiczne stawianie pod ścianą nie tylko Morawieckiego, ale i Kaczyńskiego. Szef rządu szuka jakiegoś sposobu na uniknięcie czołowego zderzenia w Brukseli, a Ziobro do takiego zderzenia  Morawieckiego pcha. Zaakceptowanie jakiejkolwiek - nawet rozwodnionej - zasady "pieniądze za praworządność" to dla ziobrystów dowód na nieskuteczność i miękkość Morawieckiego na forum europejskim. I powód do przyklejania mu łatki "nowej Targowicy" - osłabianie pozycji premiera, a co za tym idzie także przybliżenie perspektywy zmiany w fotelu premiera. Przynajmniej publicznie.

Wedle naszych nieoficjalnych informacji wynika jednak, że SP mogłaby się zadowolić rozwiązaniem, które by zakładało kontrolę wyłącznie (!) właściwego wydawania unijnych pieniędzy.

Unia a koalicja

Akceptacja przez Morawieckiego szerszego mechanizmu "pieniądze za praworządność" to realne ryzyko rozpadu obozu władzy.

- Morawiecki stąpa teraz po bardzo cienkiej linie - przekonuje rozmówca z obozu rządzącego.

Jeden z ważnych polityków obozu rządzącego: - To [akceptacja szerszej wersji mechanizmu - red.] może oznaczać koniec rządu.

Raz, że Solidarna Polska grozi wycofaniem poparcia dla premiera Morawieckiego, a dwa, że w samym PiS część posłów samego PiS mogłaby się zbuntować.

Prozelityzm na prawicy

Bardzo ostra narracja Ziobry ws. "pieniędzy za praworządność" ma swoje poboczne cele. Celem ziobrystów jest także wyrąbanie sobie w elektoracie prawicowym większego poparcia. Dziś Solidarna Polska - wedle sondaży - mogłaby liczyć na ok. 1,5-3,5 proc. Michał Wójcik - minister z SP w KPRM - przekonywał, że ich partia ma w wewnętrznym sondażu 5 proc., ale to marzenie, które ziobryści chcieliby dogonić. Teraz mają ku temu sprzyjające okoliczności.

Polityk PiS się wyzłośliwia: - Niech sobie Ziobro wyrąbie 3 proc., to wtedy będzie miał już subwencję od państwa, ale w Sejmie go zabraknie, jeśliby nie startował z naszych list.

Ziobro łapie jednak falę wznoszącą. Minister sprawiedliwości walczy o wytarganie twardego narodowo-katolickiego elektoratu z rąk Konfederacji. A Konfederaci są dziś w kryzysie. Nie tak dawno ocierali się o 10 proc. w sondażach, a dziś ich poparcie to (sondaż Ibris dla WP) raptem 2,3 proc. poparcia.

Elementem ofensywy ziobrystów jest też wywiad Ziobry w TV Trwam, na który minister sprawiedliwości udał się wieczorem tego samego dnia, gdy zażądał weta od Morawieckiego. Ziobro ma dobre osobiste relacje z o. Tadeuszem Rydzykiem. Ziobryści mają tu doskonałe pole do poszerzania elektoratu Solidarnej Polski.

Ziobro uprawia dziś prozelityzm - wyborców o najtwardszej prawicowej "wierze" chce odbijać z rąk koalicyjnego PiS, jak i Konfederacji, z którą (jej frakcją narodową) ziobryści utrzymują ciepłe kontakty. Poseł PiS: - Piją sobie z dzióbków.

Inny dodaje: - Nie dam sobie ręki uciąć, że Ziobro nie będzie chciał startować z jednej listy z konfederatami.

Ziobrze służą też takie sprawy jak ściganie Romana Giertycha - kiedyś lidera narodowej Młodzieży Wszechpolskiej, a dziś przyjaciela Donalda Tuska. A także zablokowanie projektu ustawy "bezkarność+", na którą bardzo mocno nalegał Mateusz Morawiecki.

Emocje w tle

Jest w tym wszystkim - oprócz zapewnień, że chodzi o "obronę suwerenności" w "historycznej chwili" - także aspekt emocjonalny. Ziobro ma zadrę. Dlaczego?

W lipcu bowiem premier Morawiecki wracał ze szczytu UE i zapewniał, że mechanizmowi "pieniądze za praworządność" udało się wybić zęby i nie będzie on w rzeczywistości obowiązywał.

Wówczas Ziobro też żądał weta od premiera, ale takiego polska strona nie zgłosiła. Mimo to Ziobro z opóźnieniem, niechętnie i krótko, ale jednak gratulował premierowi - stwierdził, że "jak ktoś działa profesjonalnie, to jest to możliwe [wynegocjowanie rekordowej kwoty przez premiera]". Teraz - po czterech miesiącach - pękła PR-owa bańka o lipcowym sukcesie Morawieckiego z zastopowaniem idei "pieniądze za praworządność". Ziobro bierze z kolei odwet za tamto upokorzenie, gdy - wbrew sobie - chwalił premiera.

Człowiek z otoczenia Solidarnej Polski: - Zanim pojawią się kolejne wrzutki o wybijaniu zębów, publicznie pokazujemy, że żadne kompromisy ws. "pieniędzy za praworządność" nie są akceptowalne, bo znów będą tylko pustym PR-em, a nie prawem.

Więcej o: