Trwa liczenie głosów oddanych w trakcie wyborów prezydenckich w USA. Szala zwycięstwa przechyla się w stronę Joego Bidena, jednak nic nie jest jeszcze przesądzone. Co oznaczałaby wygrana kandydata Partii Demokratycznej? Były minister spraw zagranicznych i europoseł Radosław Sikorski stwierdził, że byłoby to "odbicie tej globalnej fali populizmu, która dała nam Orbana na Węgrzech, Kaczyńskiego w Polsce, Brexit i Trumpa".
- To w sferze ideologicznej. W sferze politycznej zwiększenie obecności amerykańskiej w Polsce. To była decyzja szczytu w Walii i w Warszawie za prezydentury Obamy - powiedział Sikorski na antenie Polsat News.
Dopytywany o to, czy 77-letni Joe Biden, który w trakcie kampanii wyborczej miał problemy z pamięcią, da sobie radę na stanowisku prezydenta USA, Radosław Sikorski stwierdził, że jeśli poradził sobie z kampanią wyborczą, da sobie radę także z prezydenturą. Zaznaczył jednocześnie, że inne "właściwości" potrzebne są do bycia kandydatem, a inne do bycia dobrym prezydentem.
- Nie potrzebuję, żeby Joe Biden wygłaszał błyskotliwe przemówienia, potrzebuję od niego zdrowego rozsądku i pracy z sojusznikami. Znam Bidena, wielokrotnie się z nim spotykałem. Jak on wchodzi do pokoju, to chce się z ludźmi zakumplować, jak wchodzi Trump albo Kaczyński, to krzesła zaczynają się kłócić - mówił Radosław Sikorski.
Były szef MSZ stwierdził, że dla każdego polityka ma postulat "po pierwsze nie szkodzić".
- Biden nie będzie się kłócił z przywódcami Zachodu, nie będzie wyzywał UE od przeciwników, nie będzie się pokazywał z dyktatorami jak Kim Dzong Un. To już bardzo dużo - stwierdził Sikorski.