Marcelina Zawisza komentowała w Polsat News protesty, które przetaczają się przez Polskę po wyroku TK dot. aborcji. - Nie rozumiem, skąd zaskoczenie w Prawie i Sprawiedliwości, skąd to niezrozumienie emocji społecznej, która się pojawiła. Odbiera się nam nasze prawa, więc będziemy o nie walczyć, żeby nie tylko doprowadzić do tego stanu, który był, ponieważ do tego nie ma powrotu - powiedziała. - Kobiety domagają się prawa do wyboru - dodała.
Posłanka oceniła też prezydencki projekt ustawy, który miałby przywrócić przesłankę o wadach letalnych.
- To żenujące, jaką ona ma formę [ustawa prezydenta - red.]. Po pierwsze, nie tylko nie ma powrotu do tego, co było, już nie ma zgody na ten zgniły kompromis, który został wypracowany ponad głowami kobiet przez kler i polityków w latach 90., to już nie jest opcją. Po drugie, jeśli poprosimy o zdanie lekarzy i lekarki, którzy realnie przeprowadzają zabiegi aborcji, to oni mówią, że ten zapis jest tak niejasny i tak nieklarowny, że w zasadzie i tak będzie miał efekt mrożący - powiedziała. - Niezależnie od tego, czy ta ustawa przejdzie, czy nie, to ona nie będzie miała znaczenia, bo lekarze będą bali się przeprowadzać zabiegi - dodała.
Zawiszę zapytano też o ewentualne referendum w sprawie prawa aborcyjnego. - Nie wykluczam żadnej opcji. Osobiście nie jestem fanką, uważam, że robienie referendów w sprawach praw człowieka jest kontrowersyjne, szczególnie w polskim prawie - oceniła posłanka. - Polskie prawodawstwo niestety jest tak skonstruowane, że nawet jeśli mamy obywatelską inicjatywę referendalną, to Sejm ustala pytania. Może być więc tak, że obywatele i obywatelki zbiorą milion podpisów pod inicjatywą referendalną, a PiS zada pytanie: "Czy jesteś za zabijaniem dzieci?" To trochę mija się z celem na tym etapie - stwierdziła.