W czwartek Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok, w którym stwierdził, że aborcja dokonywana w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu jest niezgodna z konstytucją. Tym samym już wkrótce przestanie obowiązywać jedna z trzech przesłanek dopuszczających usunięcie ciąży, które zapisano w ustawie z 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży.
>>>Wyrok TK ws. aborcji z powodu ciężkich wad płodu. "Zapis niezgodny z konstytucją"
Trybunał orzekał w pełnym składzie, pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej, a dwóch sędziów - Leon Kieres i Piotr Pszczółkowski - złożyli zdania odrębne. Sprawa trafiła do sądu konstytucyjnego pod koniec ubiegłego roku. Wtedy to 119 parlamentarzystów z trzech klubów i kół poselskich - PiS, Konfederacji i PSL-Kukiz'15 - złożyło do TK wniosek o zbadanie zgodności obowiązujących przepisów aborcyjnych z konstytucji, a konkretnie zapis o dopuszczaniu aborcji ze względu na podejrzenie upośledzenia płodu lub nieuleczalną chorobę zagrażającą jego życiu.
Posłanka KO Iwona Hartwich oceniła, że wyrok TK A"zmusza kobiety do rodzenia dzieci z bezmózgowiem, bez serca i innymi wadami", co będzie torturą zarówno dla matki, jak i dziecka.
W 2019 r. wykonano w Polsce 1110 legalnych aborcji. Niemal wszystkie z powodu wad płodu. W 33 przypadkach - z powodu zagrożenia życia matki, a w trzech kolejnych - bo ciąża mogła być wynikiem przestępstwa.
Po tym, jak sędziowie wyrazili swoje stanowisko przed gmachem Trybunału zorganizowano protest, który później przeniósł się na ulice Warszawy, w tym pod dom wicepremiera i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. To właśnie tam policja użyła wobec protestujących gazu łzawiącego. Jak później tłumaczyli przedstawiciele Komendy Stołecznej Policji, protestujący rzucali w stronę funkcjonariuszy kamieniami i naruszali ich nietykalność. Protest wznowiono w piątek i według stołecznego ratusza uczestniczyło w nim nawet dziesięć tysięcy osób. Manifestacje odbywały się również w innych miastach, m.in. we Wrocławiu, Katowicach, Krakowie czy Poznaniu.
O to, jakie skutki przyniesie czwartkowy wyrok Trybunału Konstytucyjnego i czy istnieje szansa na jego odwrócenie, zapytaliśmy Kamilę Ferenc, prawniczkę i koordynatorkę Zespołu Prawnego Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
Michał Litorowicz, Gazeta.pl: Co dokładnie będzie oznaczał wyrok Trybunału Konstytucyjnego? Przed jakim faktem dokonanym postawiono w czwartek kobiety w Polsce?
Kamila Ferenc, Zespół Prawny Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny: Wyeliminowanie przesłanki embriopatologicznej to tak naprawdę wyeliminowanie 98 proc. ustawowych aborcji w Polsce. Będzie to oznaczało brak opieki medycznej dla kobiet, brak możliwości skonsultowania się z lekarzem. Mocny cios otrzyma również diagnostyka prenatalna, a co za tym idzie, niektórych wad płodu w ogóle nie będzie się już leczyć. Przy braku takiej diagnostyki nie będzie bowiem możliwości, by te choroby wyłapywać. Matki nie będą miały też szans na przygotowanie się do urodzenia niepełnosprawnego dziecka.
Całkowity zakaz aborcji de facto i tak funkcjonuje, ponieważ już od dawna nie działa zgniły kompromis aborcyjny. Nie zmienia to jednak faktu, że w mocy pozostaną jeszcze dwie pozostałe przesłanki zapisane w ustawie. Kobiety powinny mieć świadomość, że jeżeli będzie odmawiało im się aborcji z powodu ciężkich, nieodwracalnych wad płodu, i z tej przyczyny wpadną one w bardzo zły stan psychiczny i pojawią się u nich myśli samobójcze, powinny poprosić o odpowiednie zaświadczenie od lekarza. Taki dokument mógłby bowiem wypełnić przesłankę dotyczącą zagrożenia zdrowia i życia kobiety.
Od kiedy dokładnie to, co stwierdzono w Trybunale, znajdzie już realne przełożenie na polski porządek prawny?
Moment obowiązywania wyroku to moment jego publikacji w Dzienniku Ustaw, a to zależy już przede wszystkim od premiera. Z tego co pamiętam, w przeszłości premier Beata Szydło nie chciała publikować wyroków lub bardzo z tym zwlekała. Istnieje więc tu jakiś drobny element elastyczności.
Gdy wyrok pojawi się już w Dzienniku Ustaw, można oczywiście dostosować do niego redakcyjnie treść odpowiedniej ustawy. Ale i tak obowiązuje on już wtedy "z automatu" i tak naprawdę nie ma konieczności nowelizowania innych aktów prawnych.
Czy o tak fundamentalnych zmianach nie powinien decydować jednak Sejm? Na pierwszy rzut oka widać, że partia rządząca próbowała w tym przypadku scedować odpowiedzialność na sąd konstytucyjny.
Wybranie ścieżki Trybunału, zwłaszcza w jego obecnym kształcie, to tchórzostwo i cynizm najwyższej próby. Nie mam wątpliwości, że był to wyrok na zamówienie polityczne. Trybunał nie jest ciałem niezależnym - stracił ten przymiot i nie uznaję go za prawdziwy sąd konstytucyjny.
Co więcej, dwóch sędziów, którzy złożyli zdania odrębne, zwracało uwagę, że tego typu materia powinna być przedmiotem debaty parlamentarnej. Podobne kwestie wymagają użycia narzędzi demokracji deliberatywnej, w ramach której społeczeństwo może zabrać głos przez swoich przedstawicieli i uczestniczyć w wysłuchaniach publicznych czy pojawić się na komisjach sejmowych. Dopiero wówczas można decydować o prawie, które ma tak daleko idące skutki społeczne. Do tej pory, gdy podejmowano próby zmian w zakresie prawa aborcyjnego, można było zaobserwować ogromny opór społeczny. Teraz postanowiono go zignorować, właśnie poprzez wybranie takiej, a nie innej ścieżki. Zdecydowanie trudniej będzie wywrzeć nacisk na sędziów TK niż na polityków, którzy postanowili się schować za ich plecami.
Tuż po ogłoszeniu wyroku posłanka Lewicy Marcelina Zawisza napisała na Twitterze: "W ciągu kilku godzin po tym straszliwym wyroku widziałam już ileś wpisów znajomych, że planowały ciążę, ale właśnie zrezygnowały. Rozumiecie to? Dwudziesto-trzydziestolatki. Szukają klinik poza Polską. Nie żeby usunąć. Żeby ciążę prowadzić".
Sądzę, że czwartkowe stanowisko sędziów sprawi, że coraz mniej osób będzie chciało podejmować decyzje prokreacyjne. Między innymi ze względu na obawę, że ciąża nie zostanie poprowadzona w sposób bezpieczny, i że odbierze im się prawo do rzetelnej informacji płynącej z diagnostyki prenatalnej. Kobiety nie będą miały pewności, czy lekarz rzeczywiście będzie mógł pomóc im w sytuacjach, gdy naprawdę będą tego potrzebować.
Pogłębią się też nierówności społeczne, ponieważ osoby, które nie mają szerokiego dostępu do informacji, tak naprawdę zmusi się do rodzenia. Wówczas będą one potrzebowały większego wsparcia państwa, a przecież wiemy od dawna, że pomoc socjalna dla rodziców wychowujących dzieci z niepełnosprawnościami jest niewystarczająca i poniżej godności. Ci bardziej zamożni pewnie zdecydują się na klinikę aborcyjną za granicą. Pomijam już to, że takim wyrokiem po prostu odbiera się kobietom prawo do decydowania o własnym losie oraz losie ich rodzin. Decyzje o tym, czy chcemy urodzić i czy poradzimy sobie z wychowaniem dziecka, zostały podjęte za nas przez polityków.
Wyrok nie oznacza też, że w Polsce będzie wykonywana mniejsza liczba aborcji, bowiem wzrośnie odsetek migracji aborcyjnych. Warto przypomnieć podstawową prawdę, że zakazy nie zmniejszają liczby aborcji, tylko przenoszą je z publicznego systemu opieki zdrowotnej, który teraz zapewnia choć podstawowe bezpieczeństwo, do miejsc, gdzie kobiety są osamotnione.
Co więc dalej? Pozostał już tylko nacisk społeczny i głośne wyrażanie sprzeciwu, czy może istnieje jeszcze jakaś formalna ścieżka, by odwrócić ten wyrok?
Wyroki TK są ostateczne, choć nie znaczy to, że są nieodwracalne. Jednak, by do tego doszło, potrzebna jest zmiana interpretacji czy też paradygmatu prawnego. To niełatwa ścieżka.
Ułatwieniem w odwracaniu skutków tego co się stało, może być jednak fakt, że wobec TK od dawna formułowany jest cały szereg zarzutów, a w wydaniu wyroku brali udział sędziowie "dublerzy". W związku z tym wyobrażam sobie, że sądy powszechne w Polsce mogłyby nie stosować tego wyroku - uznać go za nieistniejący i wydany z naruszeniem procedury wskazanej w konstytucji. Mógłby nie respektować go również Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, który oceniłby, że doszło do naruszenia prawa do sądu czy praw reprodukcyjnych. Innym sposobem jest oczywiście zmiana polityczna poprzez wybory i przyjęcie innych ustaw czy zmiana w samym Trybunale, który w pełnym składzie mógłby odstąpić od wyrażonego przez sędziów poglądu.
Nie jest więc to sytuacja bez wyjścia?
Pomysłów jest wiele, jednak problem polega na tym, że nigdy dotąd nic takiego nie miało miejsca - nikt bowiem nie próbował odwrócić wyroku TK. Przyszłość pokaże, które z rozwiązań okaże się skuteczne. My natomiast nie składamy broni i nie pozwolimy, by skutki tego pseudowyroku się ostały. Wykorzystamy w tym celu różne instrumenty prawne. Będziemy dalej pomagać kobietom i zachęcamy, by się do nas zgłaszać. Również po tym, jak zmienione prawo zacznie obowiązywać. Pamiętajmy, że do czasu publikacji aborcje w Polsce wciąż się odbywają. Jeśli ktoś napotka problem, prosimy o pilny kontakt z Federacją na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.