Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, zgodnie z którym przerywanie ciąży z powodu na ciężkie i nieodwracalne wady płodu jest niezgodne z konstytucją, w wielu polskich miastach doszło do protestów. Najliczniej demonstrowano w Warszawie, gdzie przed domem Jarosława Kaczyńskiego policja użyła gazu. Funkcjonariusze jeszcze w nocy z czwartku na piątek tłumaczyli, że tłum zachowywał się agresywnie, a w ich stronę rzucano kamieniami.
"Przed domem Jarosława Kaczyńskiego już nie jeden, a dwa kordony policjantów i ciasno zaparkowanych samochodów. W promieniu kilkudziesięciu metrów od willi strefa całkowicie zamknięta" - relacjonował Piotr Balinowski, reporter RMF FM. Wcześniej media informowały o pierwszych zatrzymaniach protestujących przez policję.
O działaniach policjantów zabezpieczających nocną manifestację mówił w piątek rzecznik Komendanta Stołecznego Policji nadkom. Sylwester Marczak, który zastrzegł na początku, że w czasie epidemii koronawirusa tak duże zgromadzenia są nielegalne.
- Jeżeli zwrócimy uwagę na to, jak działali policjanci, to jest odzwierciedlenie naszego hasła "służyć i bronić". Pomimo faktu, że zgromadziła się duża grupa osób, policjanci zabezpieczali dane zgromadzenie i dbali o bezpieczeństwo jego uczestników. Wyłączany był ruch na poszczególnych ulicach, by zapewnić bezpieczeństwo zarówno osobom protestującym, jak i kierowcom - tłumaczył Marczak.
- Zauważmy, że policjanci nosili lekkie umundurowanie i nie mieli przy sobie tarcz i kasków. Celem policjantów było zabezpieczenie zgromadzenia, ale i interweniowanie wtedy, gdy było to konieczne. Gdy dochodzi do łamania prawa, funkcjonariusze podejmują działania. Niestety mieliśmy do czynienia z dużą agresją - podkreślam - części osób, które rzucały kamieniami w policjantów. Nigdy nie będzie przyzwolenia na tego typu zachowania. W takich przypadkach można spodziewać się reakcji policji i użycia środków przymusu bezpośredniego - właśnie tak stało się w czwartek. Użyto siły fizycznej i gazu - relacjonował rzecznik KSP.
Marczak zwrócił się również z apelem do ekspertów, którzy komentowali działania policji podczas czwartkowego protestu w Warszawie, by zwracać większą uwagę na to, co doprowadziło do takiego, a nie innego przebiegu wydarzeń. - Wskazując na to, że mieliśmy do czynienia z agresywnym zachowaniem policjantów, jednocześnie zapominamy przyczynie takiego zachowania. Eksperci skupiali się tylko na policjantach, co jest niepoważne - zaznaczył.
Podkreślił też, że policjantom "nie zabrakło cierpliwości", a użycie środków przymusu bezpośredniego było "właściwe" i "adekwatne" do zachowania tłumu.
Rzecznik KSP przekazał też, że w trakcie manifestacji funkcjonariusze zatrzymali 15 osób, a 14 z nich wciąż przebywa na komendzie. Wystawiono też 35 mandatów karnych, 89 wniosków o ukaranie oraz skierowano 200 notatek do sanepidu.
Marczaka zapytano również, dlaczego stołeczna policja skierowała tak liczne siły w pobliże domu wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego.
- Pamiętajmy, że mamy do czynienia z tłumem, ale i ruchem samochodów. Ruch musi być zablokowany w każdym kierunku. Braliśmy pod uwagę również informacje zebrane przez wydział walki z cyberprzestępczością. Stąd właśnie zatrzymanie ruchu na wielu ulicach. My, wbrew wypowiedziom niektórych ekspertów, opieramy nasze działania na kompleksowej wiedzy - odpowiedział rzecznik, podkreślając, że zaangażowania oddziału do walki z cyberprzestępczością wynikało również z ogromnej liczby otrzymywanych gróźb.
- Musimy też mieć na uwadze to, co by się stało, gdybyśmy doprowadzili do sytuacji, w której tłum pojawiłby się w jakimś miejscu. Skoro mieliśmy do czynienia z agresją wobec policjantów, to nie wierzę, że tłum doszedłby do jakiegoś punktu miasta i zachowywał się spokojnie i odszedł. Mielibyśmy do czynienia ze zniszczeniami i kolejnymi zatrzymaniami. Nie jesteśmy od tego, żeby sobie pozwalać na gdybanie, tylko musimy przeciwdziałać takim zdarzeniom - mówił Marczak.