Roman Giertych, Ryszard K., a także 10 innych osób zostało zatrzymanych w czwartek przez CBA. W trakcie przeszukania w domu znanego mecenasa, ten stracił przytomność i został odwieziony do szpitala - najpierw w Otwocku, a później w Warszawie, gdzie nadal przebywa.
W sobotę prokuratura poinformowała, że Giertych usłyszał zarzuty i zastosowano wobec niego środki zapobiegawcze (bez aresztu, ale 5 mln zł poręczenia), w tym zakaz wykonywania zawodu adwokata. Jego pełnomocnicy zapowiedzieli, że odwołają się od tej decyzji, bo uważają ją za nieskuteczną. Ich zdaniem Giertych nie jest formalnie osobą podejrzaną, gdyż jego stan zdrowia nie pozwalał na zrozumienie stawianych mu zarzutów.
Prokuratura twierdzi, że "jego zachowanie zmieniło się, kiedy uzyskał informację, że w opinii biegłych lekarzy nie ma żadnych przeszkód, by wykonać czynności z jego udziałem'. Śledczy zarzucają, że "w ocenie prowadzących czynności procesowe, Roman Giertych rozpoczął symulowanie braku świadomości".
O stan zdrowia byłego wicepremiera zapytano w "Faktach po Faktach" jego żonę - Barbarę Giertych.
- W porównaniu do tego, co było trzy dni wcześniej, to czuje się źle. Ale w porównaniu do stanu z wczoraj, kiedy leżał bez świadomości, to czuje się coraz lepiej. Rozmawiałam z nim. Ma świadomość tego, co się wokół niego dzieje, ale czasem ta świadomość gdzieś ulatuje - mówiła Giertych.
Zapytana o komunikat prokuratury, w którym zasugerowano, że w trakcie odczytywania zarzutów Roman Giertych "symulował" chorobę, odpowiedziała: To absolutnie oburzające i skandaliczne stanowisko prokuratury. Jestem oburzona jako człowiek, jako adwokat, jako żona. Prokuratura nie ma uprawnień do tego, by twierdzić, że ktoś symuluje lub nie. Tym bardziej, że wiem, jak ten stan zdrowia wyglądał. Na moje pytanie o to, czy istnieje zagrożenie życia i zdrowia, lekarze mówili mi, że ono istnieje. Z drugiej strony widzę takie, a nie inne oświadczenie prokuratury. Jest tu daleko idąca nieścisłość - tłumaczyła.
Barbara Giertych poinformowała też, że rozmawiała z mężem na temat incydentu, do którego doszło w czwartek w ich domu w Józefowie. - Mój mąż najpierw wszedł do toalety z funkcjonariuszem CBA, a następne co pamięta to pobyt w szpitalu. On nie wie, co tam się wydarzyło, stracił świadomość i odzyskał ją po kilkudziesięciu minutach. On jest zdrowym człowiekiem, który nigdy na nic nie chorował. Nie mogę nic podejrzewać - to okoliczność, którą po prostu należy wyjaśnić - mówiła w TVN24.
- To wszystko było robione po to, by Romana Giertycha, który jako adwokat pracował przy wielu newralgicznych procesach, wyeliminować. Mam tu na myśli m.in. rozprawę aresztową Leszka Czarneckiego, którą ostatecznie odroczono - oceniła Barbara Giertych.
Jakub Wende, pełnomocnik Romana Giertycha, stwierdził, że przeszukanie, którego CBA dokonało w kancelarii adwokackiej byłego wicepremiera odbyło się "w sposób całkowicie niezgodny z prawem". - Nie było tam przedstawiciela Okręgowej Rady Adwokackiej, jak i przede wszystkim samego zainteresowanego. A jest on jedynym dysponentem akt spraw i informacji, które znajdują się w kancelarii - powiedział Wende.
- Jako obrońca przyjechałem do domu mecenasa krótko po tym, jak stracił przytomność. Najpierw trafił do Otwocka, a później do Warszawy. Biegli, którzy na zlecenie Prokuratury Regionalnej w Poznaniu wydali pierwszą, wstępną opinię, stwierdzili, że mój klient może uczestniczyć w czynnościach procesowych. Na tym etapie mecenas nie był jeszcze badany przez biegłych - relacjonował w "Faktach po Faktach" pełnomocnik Giertycha. - Później przyjechała pani prokurator i usiłowała odczytać zarzuty. Tylko tyle, że w tym czasie mecenas Giertych był całkowicie nieprzytomny. Nie mógł oświadczyć, że rozumie treść zarzutów, albo czy składa wyjaśnienia. To była czynność absolutnie pozorna i myślę, że prokuratura się co do tego zorientowała, bo do szpitala przyjechali biegli, którzy dokonali badania i wydali drugą opinię - powiedział.
Jak tłumaczył Wende, druga opinia była "diametralnie" różna od pierwszej. Biegli potwierdzili co prawda, że Giertych może uczestniczyć w czynnościach procesowych, ale "wyłącznie w warunkach szpitalnych i nie może być transportowany, ani tymczasowo aresztowany, bo to stanowi zagrożenie dla jego zdrowia i życia". Dlatego też prokuratura podjęła decyzję o zastosowaniu środków wolnościowych.
- Biorąc pod uwagę to, w jaki sposób próbowano ogłosić zarzuty naszemu klientowi, uważamy, że nie doszło do skutecznego ogłoszenia zarzutów. W konsekwencji nasz klient nie jest osobą podejrzaną i nie można wobec niego stosować jakichkolwiek środków zapobiegawczych. Decyzje prokuratury zostaną oczywiście zaskarżone - zapowiedział Wende.
Prokuratura postawiła adwokatowi Romanowi Giertychowi i biznesmenowi Ryszardowi K. zarzuty przywłaszczenia środków spółki Polnord oraz wyrządzenia szkody majątkowej w wielkich rozmiarach, a także prania brudnych pieniędzy. Czyny takie zagrożone są karą do 10 lat pozbawienia wolności.
W sprawie zatrzymani zostali również założyciele spółek - według ustaleń śledczych - fasadowych, a także ówcześni członkowie władz Polnordu - Bartosz P., Andrzej P., Michał Ś., Piotr W., Wojciech C i Tomasz Sz. oraz dwóch członków ówczesnego zarządu Prokom Investments S.A. Zatrzymanym zostały przedstawione zarzuty dotyczące przywłaszczenia i wyprowadzenia w latach 2010-2014 ze spółki deweloperskiej kwoty około 92 mln złotych.
Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte 28 lutego 2017 roku, po złożeniu zawiadomienia przez obecne władze spółki Polnord SA. Dotyczyło ono podejrzenia popełnienia przestępstwa polegającego na nabyciu przez Polnord S.A. bezwartościowych wierzytelności spółki Prokom Investments S.A. w kwocie niemal 73 milionów złotych.