Zobacz nagranie. Czy dojdzie do załamania systemu ochrony zdrowia? "Ogniskowo ono już występuje"
Mówi polityk PiS zajmujący się służbą zdrowia: - Wąskie gardło na dziś to kadra lekarska. Ktoś przecież musi zdiagnozować, potem leczyć i obsługiwać skomplikowaną aparaturę.
I dodaje: - Lepiej negocjować i mówić o dodatkach finansowej dla pracowników służby zdrowia, niż traktować lekarzy i pielęgniarki z buta, bo to może dać efekt odwrotny, niż się spodziewamy.
Członek rządu: - Stan nadzwyczajny będzie zasadny, dopiero gdy szpitale się zakorkują i zabraknie lekarzy do pracy, bo daje on już jasne podstawy ws. kierowania ludzi do walki z epidemią.
Problem ludzki
Publicznie przedstawiciele rządu wypowiadają się bardziej dyplomatycznie. Ale wspólny przekaz jest taki: nie sprzęt, ale brak ludzi jest problemem.
Szef kancelarii premiera Michał Dworczyk (PiS) najpierw (w poniedziałek) mówił delikatnie: - Mamy rzeczywiście z jednej strony jeszcze dużo wolnych łóżek czy sprzętu, takiego jak respiratory, zarezerwowanego dla osób dotkniętych covidem, ale z drugiej strony też, jeśli chodzi o zasoby służby zdrowia, o lekarzy, o pielęgniarki, to rzeczywiście tutaj sytuację trzeba monitorować.
A rozwinął to dzień później (we wtorek) wicepremier Jacek Sasin, mając na myśli ucieczki medyków na zwolnienia lekarskie: - Problemem w tej chwili jest, chociażby zaangażowanie personelu medycznego, lekarzy. No, niestety, występuje taki problem, jak brak woli części środowiska lekarskiego, chcę to wyraźnie powiedzieć, części, bo oczywiście bardzo wielu lekarzy i bardzo wiele pielęgniarek, personelu medycznego z wielkim poświęceniem wykonuje swoje obowiązki, ale część [lekarzy] tych obowiązków wykonywać nie chce, czy to ze strachu przed epidemią, naturalny, jak rozumiem, ludzki strach, ale on w środowisku lekarskim nie powinien występować.
Uniknąć "brania w kamasze"
Słowa Sasina zabrzmiały jak sugestia rychłego "brania lekarzy w kamasze", czym przed 15 laty straszył Ludwik Dorn (już od dawna poza PiS).
Tej frazy politycy PiS unikają teraz jak ognia. By jednak "brać w kamasze", to - w domyśle - należałoby wprowadzić opisany w konstytucji stan nadzwyczajny: stan klęski żywiołowej. Prawo do ogłoszenia tego stanu ma rząd, ale gabinet Mateusza Morawieckiego nie rozważa, aby go wprowadzać już teraz.
Dworczyk, szef KPRM i jeden z najbliższych współpracowników premiera, stwierdził oględnie: - My oczywiście nie możemy wykluczać żadnych scenariuszy rozwoju sytuacji, natomiast w tej chwili nie jest rozważany taki wariant [wprowadzenia stanu nadzwyczajnego - red.]. Przyjęliśmy szereg ustaw "covidowych", które pozwalają państwu funkcjonować w tym trudnym czasie. Natomiast prowadzimy teraz na bieżąco ewaluację rozwoju sytuacji i wdrażanych rozwiązań.
Słowem: nie będzie stanu nadzwyczajnego, chyba że miałoby dojść do zapaści, "zawału" służby zdrowia.
Osoba z PiS zajmująca się służbą zdrowia: - Czy zastępować obecnie stosowane przepisy stanem klęski żywiołowej, który daje niewiele większe możliwości? To pytanie retoryczne. Puryści prawni mogą o tym podyskutować.
Mobilizowanie lekarzy
Kiedy władze mogą mobilizować i wysyłać lekarzy oraz personel medyczny do walki z covidem? Stan nadzwyczajny opisany w konstytucji daje taką możliwość. Ale - co ważne - ustawa, z której od początku epidemii korzysta rząd (o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi) i na podstawie której od miesięcy trwa w Polsce stan epidemii, otwiera już do tego furtkę.
Art. 47. ustawy mówi bowiem: "Pracownicy podmiotów leczniczych, osoby wykonujące zawody medyczne oraz osoby, z którymi podpisano umowy na wykonywanie świadczeń zdrowotnych, mogą być skierowani do pracy przy zwalczaniu epidemii. Do pracy przy zwalczaniu epidemii mogą być skierowane także inne osoby, jeżeli ich skierowanie jest uzasadnione aktualnymi potrzebami podmiotów kierujących zwalczaniem epidemii".
Dr Ryszard Piotrowski, komentując ten paragraf, mówił nam, że jest on niejasny, ale można na jego podstawie "skierować do pracy przy zwalczaniu epidemii, czyli egzekwowania rozporządzenia ministra zdrowia, które ma na celu zwalczanie epidemii, także inne osoby, aniżeli pracownicy podmiotów leczniczych, ale wówczas trzeba im zapewnić przywileje opisane w ustawie".
Polityk PiS: - Można mieć prawo, a praktyka bywa różna. Sprawa jest bardzo delikatna i trzeba postępować rozważnie.
Rząd PiS jak do tej pory podejmuje rozmowy ze środowiskiem lekarskim, a nie "bierze w kamasze". We wrześniu minister zdrowia Adam Niedzielski zawarł porozumienie z Kolegium Lekarzy Rodzinnych ws. ich roli w walce z epidemią.
- Są dalej prowadzone rozmowy z lekarzami, ale nie mogę mówić o ich kulisach - słyszymy od polityka PiS. Możliwość wprowadzenia stanu nadzwyczajnego można odczytać też jako element nacisku na środowisko lekarskie.
Obawa rządu: odszkodowania
Uchronienie służby zdrowia przed zapaścią to jedno, ale drugie, to uchronienie przed kolapsem gospodarki i finansów publicznych. Wprowadzanie stanu nadzwyczajnego to ryzyko wypłacania ogromnych odszkodowań. - To ryzyko jest zbyt duże - podkreśla członek rządu.