Hołownia zakłada partię. To koniec roli apolitycznego trybuna ludowego [ANALIZA]

Łukasz Rogojsz
Szymon Hołownia zapowiedział założenie partii politycznej. Tym samym obiema nogami wchodzi do systemu, który chce gruntownie zmienić. Pytanie, czy wcześniej ten system nie przemieli Hołowni tak, jak to zrobił z jego licznymi poprzednikami.

- Nasz ruch ma trzy elementy: głowę, czyli ekspertów z różnych dziedzin życia, którzy pracują nad programami sektorowymi; serce - stowarzyszenie Polska 2050, które grupuje obywateli; ręce - polityków - wyjaśnił podczas konferencji prasowej Hołownia. Właśnie ręce zostają teraz znacząco wzmocnione. - Przystępujemy do procesu rejestracji partii politycznej - zapowiedział polityk.

Sam Hołownia nie stanie na czele partii, pozostanie prezesem stowarzyszenia Polska 2050. Formacją pokieruje Michał Kobosko, wiceprezes wspomnianego stowarzyszenia i pełnomocnik wyborczy Hołowni w niedawnych wyborach prezydenckich. Nazwa nowego ugrupowania pozostaje na razie tajemnicą.

Wejście do systemu

Tajemnicą nie było jednak to, że partii Hołowni doczekamy się znacznie szybciej, niż pierwotnie planowali sami politycy.

Chyba nie będziemy mieli wyboru. Nie planowaliśmy tego tak szybko

- mówił jeszcze 21 września w "Porannej Rozmowie Gazeta.pl" Kobosko, pytany o wcześniejsze od planowanego założenie partii.

Sytuacja przyspiesza i my także potrafimy przyspieszyć, co Szymon Hołownia wielokrotnie pokazał w swojej kampanii prezydenckiej

- podkreślił wówczas.

Zobacz wideo W "Porannej Rozmowie Gazeta.pl" Michał Kobosko zaznaczył, że Polska 2050 przyspieszy proces rejestracji partii politycznej

Powodem tego przyspieszenia są niedawne potężne turbulencje w obozie rządzącym, które o mały włos nie zakończyły się przedterminowymi wyborami. W stowarzyszeniu Hołowni zdano sobie wówczas sprawę, że nie są jeszcze gotowi na taki scenariusz i mocno by ich on zaskoczył. Co prawda Polska 2050 ma już swoich przedstawicieli we wszystkich miastach wojewódzkich, a teraz pracuje nad stworzeniem struktur także we wszystkich miastach powiatowych, ale do wygrywania wyborów (albo chociaż współrządzenia) przydatna jest partia polityczna.

Powstanie partii sam Hołownia zapowiadał już przed pierwszą turą wyborów prezydenckich. Ze swojej zapowiedzi nigdy się nie wycofał, ale opinia publiczna nie poznała terminu powstania ugrupowania. Aż do teraz.

To będzie partia, jakiej w Polsce jeszcze nie było. Nie, że sobie stworzymy ruch obywatelski, by podnieść notowania i PR, ale to będzie partia, którą ruch obywatelski zakłada

- zaznaczył na konferencji prasowej, wbijając jednocześnie szpilę Trzaskowskiemu i Platformie, którzy oficjalnie ciągle nie powołali do życia "Nowej Solidarności".

Wraz z decyzją o rejestracji partii, Hołownia i jego środowisko wchodzą obiema nogami do polskiej polityki. Nie popełniają przy tym błędu Pawła Kukiza, który z założeniem ugrupowania zwlekał tak długo, aż jego ruch zaczął rozjeżdżać mu się w rękach. Żeby powstrzymać dekompozycję swojego środowiska politycznego, polityk i muzyk musiał zdecydować się na małżeństwo z rozsądku z PSL, w wyniku którego powstała Koalicja Polska.

Brutalna prawda dla antysystemowców brzmi bowiem tak, że partyjny i polityczny system można rozbić (albo zmienić) tylko od środka. Natomiast żeby się do tego środka dostać, trzeba pójść na duży kompromis, czyli właśnie założenie partii politycznej i... stanie się częścią systemu.

(Kolejna) nowa jakość

Hołownia i jego najbliżsi współpracownicy zapewniają o dziejowej wyjątkowości swojego projektu politycznego, ale tego rodzaju zapewnienia wygłaszane są przez polityków powołujących do życia nowe byty bez mrugnięcia okiem. Ostatnim, który obiecywał Polakom nową jakość, był Robert Biedroń. Dzisiaj jego Wiosna dogorywa i czeka na zjednoczenie z SLD - żeby było śmieszniej, powstawała w kontrze do Sojuszu - z którego wyłoni się formacja o nazwie Nowa Lewica. Wszystko powinno się dopełnić na listopadowym kongresie zjednoczeniowym Lewicy.

Na czym ma polegać wyjątkowość środowiska Hołowni? Ano na tym, że cały projekt będzie oparty na trzech filarach, które sam polityk obrazowo nazywa głową, sercem i rękami. Głową jest think-tank Strategia 2050, na czele którego stoi Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Sercem - zarządzanie przez Hołownię stowarzyszenie Polska 2050. Rękami ma być powołana do życia partia polityczna, którą pokieruje Kobosko.

Jak zaznaczył ten ostatni, żeby uniknąć konfliktu interesów i kompetencji, w ramach wspomnianych trzech organizacji nie będzie można łączyć funkcji. Oznacza to, że wraz z dniem rejestracji partii, Kobosko przestanie pełnić funkcję wiceprezesa stowarzyszenia Polska 2050.

Trzy filary, trzy znaki zapytania

Kilkoro liderów, przeciwdziałanie konfliktowi interesów, trzy filary działania (w których element ekspercki i obywatelski są równie ważne co element polityczny) na papierze wyglądają bardzo obiecująco. Ktoś mógłby nawet powiedzieć, że nowatorsko. Każą jednak postawić też kilka istotnych pytań.

Po pierwsze, czy środowisku Hołowni z biegiem czasu nie zacznie grozić zjawisko wielowładzy. Będziemy przecież mieć (w założeniu) prężnie działający think-tank, dające głos obywatelom stowarzyszenie i walczącą o władzę partię polityczną. Każde z innym liderem/liderką na czele. Na samym początku zawsze króluje urzędowy optymizm, więc nikt nie bierze pod uwagę czarnych scenariuszy. Warto byłoby jednak dowiedzieć się, co wówczas, jeśli każda z tych trzech organizacji będzie mieć inny pomysł na daną sprawę. Do kogo będzie należeć decydujący głos? Do szefa lub szefowej konkretnej organizacji? A może jednak do Hołowni, który jest politycznym liderem i twarzą całego przedsięwzięcia? Jakby nie było, poruszamy się na kontinuum pomiędzy chaosem a partyjnym jedynowładztwem, gdzie trudno będzie o wypracowanie złotego środka. Zwłaszcza w ferworze politycznej walki, który niejednego polityka i niejedną partię pochłonął już bez reszty. Skoro środowisko Hołowni tak dba o transparentność działania, warto byłoby ustalić i zakomunikować sympatykom zasady gry już teraz. Oczywiście, o ile zostały już wypracowane.

Po drugie, nawiązując do staropolskiego powiedzenia, możemy mieć u Hołowni za dużo grzybów w barszczu. Stowarzyszenie, think-tank, partia polityczna, a przecież na tym wcale nie musi się skończyć. Na razie wygląda to efektownie, sprawia wrażenie, że dużo się dzieje, daje możliwość ogłaszania kolejnych inicjatyw, dzięki czemu nowe środowisko polityczne żyje medialnie i odsuwa od siebie ryzyko odejścia w niebyt. Kiedy jednak każda z tych organizacji się rozwinie, zacznie prężnie działać i faktycznie zarządzać pracą dużej grupy ludzi, będzie trzeba je skrupulatnie skoordynować. Tak, żeby uzupełniały siebie nawzajem, a nie wchodziły w swoje kompetencje czy sobie przeszkadzały. To nie będzie łatwe, zwłaszcza dla ludzi, którzy w polityce i działalności publicznej często dopiero zaczynają. Pytanie pierwsze z brzegu: czy struktury terenowe stowarzyszenia Polska 2050 będą jednocześnie strukturami partyjnymi (przecież nie każdy sympatyk Hołowni może chcieć angażować się w "twardą" politykę), czy jednak będą to dwa osobne byty budowane obok siebie?

Wreszcie po trzecie, rzecz najbanalniejsza, ale też niedająca o sobie w wielkiej polityce zapomnieć: pieniądze. Do tej pory Hołownia miał problem, żeby sfinansować działanie stowarzyszenia, które chciało mieć zasięg ogólnopolski. Na kongresie założycielskim pod koniec sierpnia Hołownia przyznał, że w dwa miesiące od zakończenia pierwszej tury wyborów prezydenckich udało im się zebrać 830 tys. zł z wpłat od sympatyków. Tyle że teraz do "wykarmienia" są jeszcze think-tank i partia polityczna. A każdy wie, że wielkiej polityki bez wielkich pieniędzy robić nie sposób. Pojawia się zasadna wątpliwość, czy sympatycy z własnej kieszeni będą w stanie to wszystko sfinansować. Pojawia się też druga wątpliwość, nie mniej zasada - czy przy koordynacji działań tylu powiązanych ze sobą podmiotów, nie dojdzie do niejasności w przepływie pieniędzy, co w przeszłości pogrążyło m.in. Nowoczesną czy Wiosnę.

Kto bardziej obywatelski?

Chociaż niewiadomych i wątpliwości jest na razie wciąż wiele, to w samym swoim założeniu koncepcja Hołowni wydaje się słuszna. Połączenie na partnerskich zasadach elementu obywatelskiego, eksperckiego i politycznego, które ma zapewnić całemu przedsięwzięciu efekt synergii. Być może dystans i ostrożność wobec tego pomysłu wynikają z tego, że nikomu na polskiej scenie politycznej się to jeszcze nie udało, chociaż próbowało wielu?

Niestety, w polskich realiach element obywatelski i ekspercki traktowane są po macoszemu albo skrajnie przedmiotowo. Nie jako wartość sama w sobie, ale jako środek do celu. Politycznego, bo właśnie element polityczny ma prymat nad wszystkim innym. Myślenie "do następnych wyborów" lub wręcz "do najnowszego sondażu" sprawia, że trudno przekonać Polaków do polityki i polityków. Wolimy stronić od życia publicznego, mając przekonanie, że koniec końców politycy i tak zrobią wszystko po swojemu, nie słuchając ani obywateli, ani ekspertów, ani nikogo innego. Dlaczego? Bo tak się (im) opłaca.

Czy Hołownia i jego projekt okażą się tutaj powiewem świeżego powietrza? Zdecydowanie za wcześnie, by wyrokować. Zarówno Ruch Palikota, jak i Nowoczesna czy Wiosna Roberta Biedronia zapowiadały się nieźle, a jak skończyły - wiadomo. Na razie dla Hołowni i jego ludzi optymistycznym akcentem może na pewno być fakt, że w pojedynku na aktywność i obywatelskość z Platformą Obywatelską i Rafałem Trzaskowskim zostawili konkurentów daleko w tyle. Dziś o "Nowej Solidarności" prezydenta Warszawy albo nikt już nie mówi, albo mówi tak jak "jeden z liderów PO" w dzisiejszym artykule "Rzeczpospolitej":

Rafał ma dużo pracy w stolicy, a jego problemy rzutują na PO. "Nowa Solidarność" to już nie nasz problem. Odpalenie ruchu w październiku nie jest możliwe. Czas na ruch minął i mało kto już na niego czeka
Więcej o: