Rezygnacja Hanny Gill-Piątek z członkostwa w Lewicy jest najgłośniejszym politycznym transferem ostatnich dni. Posłanka opuściła klub i ugrupowanie Wiosna, by zasilić szeregi ruchu Polska 2050, stworzonego po wyborach prezydenckich przez Szymona Hołownię. W rozmowie w programie "Graffiti" w Polsat News polityczka zdradziła, jakie były powody jej przejścia.
- Przystąpiłam do ruchu, bo jest tam bardzo duża społeczna energia. Ta formacja rośnie. Ludzie, którzy zaangażowali się w nią mają społeczne DNA i dalej chcą działać - tłumaczyła Hanna Gill-Piątek. Posłanka podkreśliła, że jest "pierwszą dłonią" ruchu Polska 2050, który łączy stowarzyszenie z parlamentem. Polityczka zaprosiła też innych posłów - przede wszystkim tych, którzy potrafią "wznieść się ponad podziały na prawo i lewo".
Poseł SLD nazwał transfer Gill-Piątek "kłusownictwem". Tomasz Trela mówił, że "nie przystoi chodzić na łatwiznę, podbierać i podkupywać parlamentarzystów" innych ugrupowań. Wypowiedź polityka skomentowała była posłanka Lewicy, która uznała, że słowa te dużo mówią o tym, jak przedmiotowo traktowane są kobiety w polityce. - Hołownia nie zawinął mnie w dywan, nie przerzucił przez siodło i nie porwał. Sama podejmowałam tę decyzję - tłumaczyła.
Dziennikarz zapytał parlamentarzystkę o różnice światopoglądowe, jakie mogą pojawić się w ruchu, który chce skupiać osoby o różnych poglądach, ale o prospołecznym działaniu. Hanna Gill-Piątek wyznała, że rozmawiała z Szymonem Hołownią na temat takich kwestii. - W sprawach światopoglądowych będę głosowała zgodnie z tym, co obiecałam wyborcom. Jeżeli będzie ustawa dotycząca legalnej i bezpiecznej aborcji do 12. tygodnia ciąży, to zagłosuję za, chociaż Szymon Hołownia byłby pewnie przeciw, gdyby był posłem - przyznała.