Arndt Freytag von Loringhoven uzyskał zgodę na rozpoczęcie misji dyplomatycznej po trzech miesiącach oczekiwania. - To nie było nic nadzwyczajnego, to się zdarza w czasie procedury akceptacji. Czasami to trwa tydzień, czasami miesiąc, czasami dwa miesiące, czasami nawet dłużej. To nie jest nic nadzwyczajnego, sprawa jest bardzo mocno wyeksponowana w mediach, według mnie bez uzasadnienia w tym przypadku. Przypisywane jest temu dużo większe znaczenie, niż to ma w rzeczywistości - powiedział w Radiu Zet Paweł Jabłoński, wiceminister spraw zagranicznych.
Jabłoński poinformował, że w czwartek dyplomata złoży listy uwierzytelniające.
Spór o nowego ambasadora Niemiec w Polsce trwał od trzech miesięcy. Freytag von Loringhoven - którego kandydaturę wysunięto już w maju - nie mógł objąć stanowiska ambasadora Niemiec w Polsce, ponieważ nie otrzymał stosownej zgody (agrément) od strony polskiej. Jak opisywała "Rzeczpospolita", przyczyną braku porozumienia była kwestia "wrażliwości historycznej" - wszystko dlatego, że ojcem kandydata na ambasadora był Bernd Freytag von Loringhoven, oficer Wehrmachtu, który jako adiutant szefa sztabu Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych wielokrotnie uczestniczył w odprawach z udziałem Adolfa Hitlera.
- Przeszłość ojca ambasadora jest sprawą znaną i oczywiście to kwestia, która była omawiana publicznie. My podkreślamy zawsze, że w stosunkach dwustronnych z Niemcami oczekujemy bardzo jednoznacznie, żeby było szanowane to, jaka jest polska ocena tej sytuacji - powiedział Jabłoński. - My nie jesteśmy zadowoleni z tego faktu, że do dziś nie powstał w Berlinie pomnik polskich ofiar II wojny światowej, nie jesteśmy zadowoleni z wielu kwestii historycznych, więc te sprawy na pewno mają znaczenie - dodał.