Działania ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który w ostatnich miesiącach mocno przeszedł do ofensywy m.in. kwestiach ideologicznych (domagał się wypowiedzenia konwencji stambulskiej, zaostrzył też walkę z aktywistami LGBT, którzy wieszali tęczowe flagi na pomnikach) coraz bardziej denerwują część polityków Prawa i Sprawiedliwości - opisuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Z ustaleń dziennikarzy wynika, że im bliżej do wrześniowej rekonstrukcji rządu, tym tarcia w obozie władzy są coraz mocniejsze - ziobryści mieli "rozpanoszyć się" w ostatnim czasie do tego stopnia, że w PiS pojawiły się rozważania o przyspieszonych wyborach i budowaniu większości w Sejmie bez kierowanej przez Ziobrę Solidarnej Polski (w koalicji z PiS oprócz niej jest jeszcze Porozumienie Jarosława Gowina). Punktem zapalnym ma być m.in. konflikt z premierem Mateuszem Morawieckim. Zbigniew Ziobro kilkukrotnie podważał jego autorytet - było tak m.in. po ostatnim unijnym szczycie (poszło o powiązanie wypłat funduszy z praworządnością), a także po tym, jak premier zdecydował się na skierowanie konwencji stambulskiej do Trybunału Konstytucyjnego, zamiast od razu - jak chciał Ziobro - dać zielone światło do jej wypowiedzenia.
- Dziś pola sporu [z premierem - red.] zostały publicznie nakreślone. To kwestia wartości, wojny kulturowej i tu Zbigniew Ziobro jest bardzo aktywny - mówi w rozmowie z "DGP" jeden z polityków Solidarnej Polski. Inny przedstawiciel obozu rządzącego anonimowo dodaje:
To początek wojny, która musi się jakoś rozstrzygnąć. Nie wykluczyłbym szybszych wyborów, choć na dziś to nie jest scenariusz wielce prawdopodobny. Kaczyński najpierw spróbuje się dogadać z Ziobrą, a jeśli to się nie uda, zacznie budować większość bez niego
"DGP" podaje, że w kuluarowych rozmowach pojawia się temat doprowadzenia do wcześniejszych wyborów, które mogłyby się odbyć wiosną przyszłego roku. Niektórzy politycy wskazują jednak, że to tylko "straszak" na ziobrystów wysunięty przez Jarosława Kaczyńskiego. - To pohukiwanie związane z szykowaną rekonstrukcją. Stawka jest zbyt wysoka, by rozpisywać nowe elekcje - ocenia z kolei w rozmowie z dziennikiem politolog prof. Antoni Dudek, dodając, że "w końcu Trzaskowski był o krok od wygranej".