Jeszcze do niedawna Klinika Chirurgii Ogólnej i Transplantologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego była jedną z najbardziej aktywnych placówek tego typu w Polsce. Dziennikarka "Polityki" Agnieszka Sowa opisał w artykule sytuację, jaka miała miejsce w 2017 roku.
Wtedy do Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus w Warszawie trafił pacjent zakwalifikowany do przeszczepu wątroby. "Nie był nawet wpisany na Krajową Listę Oczekujących na przeszczep, gdzie czeka w kolejce stu kilkudziesięciu pacjentów. Do Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej przeniesiono go 15 minut po przekazaniu informacji z Poznania, że narząd jest w dobrym stanie. Pacjent przechodził wszelkie procedury w takim tempie, że nie wystarczyło czasu, by go zbadać" - czytamy w "Polityce". Podczas operacji u mężczyzny wykryto guza w nadbrzuszu, który dyskwalifikował go do przyjęcia organu.
Lekarze szybko znaleźli inną młodą pacjentkę, której przeszczepiono wątrobę. Transplantacja musiała zostać przeprowadzona jak najszybciej, ponieważ wątroba dawcy długo przebywała w stanie tzw. "zimnego niedokrwienia". W trakcie zabiegu doszło do krwotoku - później okaże się, że chirurdzy, którzy przeprowadzali operację, nie podwiązali jednej z gałęzi żyły wrotnej.
Dobę po operacji pacjentka zmarła, ponieważ przeszczepiony organ nie podjął pracy. Późniejsza kontrola wykazała licznie nieprawidłowości. Kobieta otrzymała krew z grupy biorcy, a nie dawcy organu, a na dodatek nie podpisała zgody na przeszczep organu, który był w stanie długiego zimnego niedokrwienia.
W związku z tą sytuacją w szpitalu przeprowadzone zostały trzy kontrole. Ta przeprowadzona przez NFZ wykazała, że zabiegi w placówce przeprowadzały osoby bez uprawnień, np. studenci. Gdy jedna z operacji nie przebiegła prawidłowo, dokumentacja została sfałszowana, by nie wpisywać w niej zdarzenia niepożądanego. Kontrolerzy wykazali również, że zabiegi wykonywano z pominięciem kolejek. Kontrola MZ wykazała 17 niezgodności, w tym 9 krytycznych o przechowywaniu i przeszczepianiu narządów.
Transplantolodzy prof. Kwiatkowski i prof. Chmura o wszystkich nieprawidłowościach na bieżąco informowali ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, który otrzymał raporty kontrolne i rektora WUM - nie podjęto jednak żadnych działań. Konsekwencje ponieśli tylko właśnie ci dwaj lekarze, którzy zostali przeniesieni do innych placówek. Pracę straciła także wiceminister zdrowia, która wszczęła kontrolę.