W poniedziałek 3 sierpnia Sąd Najwyższy orzekł ważność wyborów prezydenckich 2020. Uchwałę w tej sprawie podjęła Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Po 12 lipca do SN wpłynęło 5,8 tysięcy protestów wyborczych. 88 proc. z nich nie nadano dalszego biegu. W 93 przypadkach Sąd Najwyższy wyraził opinię, że zarzuty wyborców są zasadne, ale naruszenia nie miały wpływu na wynik wyborów. Do poniedziałkowej decyzji SN odniósł się Wojciech Hermeliński, były szef PKW i sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, który udzielił wywiadu dla portalu Onet.pl. Hermeliński stwierdził, iż może dziwić, że żaden z sędziów SN nie zgłosił zdania odrębnego od uchwały przyjętej przez Sąd Najwyższy.
- Sędziowie z nowej Izby najwyraźniej uznali, że nie należy wychodzić przed szereg. W tej zasiadają osoby mające naprawdę dobry dorobek tak naukowy, jak orzecznicy. Tym bardziej dziwi mnie to zbiorowe milczenie. Cóż, być może wpływ miało też to, że te osoby - choć formalnie będące sędziami SN - tak naprawdę tymi sędziami nie są. Ich nominacje zatwierdziła nowa KRS, czyli instytucja wyłoniona wbrew konstytucji - powiedział Wojciech Hermeliński.
Były szef PKW stwierdził, że Sąd Najwyższy potraktował konstytucję "nieco niefrasobliwie", a podczas uzasadnienia uchwały przewodnicząca składu Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN próbowała prześlizgnąć się "ponad poważnymi kwestiami", jakby chciała stwierdzić, że konstytucję złamano, ale tylko trochę.
- To jest podejście dość przerażające, bo przecież podczas tej kampanii mieliśmy do czynienia z tak rażącymi naruszeniami prawa, że nie trzeba specjalisty, by to stwierdzić - powiedział Hermeliński.
Były szef PKW stwierdził, że Sąd Najwyższy pozostawił bez rozpoznania nawet te protesty wyborcze, które były "ewidentne" i dotyczyły wpływu telewizji państwowej na wynik wyborów.
- Każdy dostrzegłby nadmierny i zbyt agresywny wpływ tak rządowej telewizji, jak samego rządu na tę kampanię. Dla mnie stanowisko SN jest tu zupełnie niezrozumiałe. [...] Przecież my w tej kampanii mieliśmy w zasadzie symbiozę między rządem a telewizją rządową. To właśnie wskazała OBWE (Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie - red.). I jak tu mówić o równych prawach kandydatów? - pytał Wojciech Hermeliński.
OBWE komentowała wpływ TVP na kampanię po pierwszej turze wyborów. Stwierdziła wówczas, że kampania przed wyborami prezydenckimi 2020 cechowała się retoryką nietolerancji, a nadawca publiczny nie wywiązał się ze swojego obowiązku zapewnienia zrównoważonego i niestronniczego przekazu medialnego.
W rozmowie z Onet.pl szef TK w stanie spoczynku podkreślił, że kandydaci nie startowali z tego samego poziomu. Przypomniał, że osoby, które dołączyły do wyścigu o fotel prezydenta po ogłoszeniu nowego terminu, musiały sobie poradzić z połową środków na kampanię. Mówił także, że nowi kandydaci musieli zająć się zbieraniem podpisów, kiedy kampania już trwała.
- Tych wyborów nie można uznać ani za równe, ani za przeprowadzone zgodnie z konstytucją. To był plebiscyt, w którym zasady konstytucyjne schodzą na drugi plan. Mam nadzieję, że znajdzie się wielu, którzy taki sposób wyboru głowy państwa uznają za nie do zaakceptowania - mówił były szef PKW.