W lipcu zakończył się audyt działalności Kancelarii Senatu w latach 2015-2019, gdy większość w izbie posiadało Prawo i Sprawiedliwość. Kontrolę zlecił obecny marszałek Tomasz Grodzki. Jak poinformował w poniedziałek portal Onet, kontrolerzy ustalili, że gdy marszałkiem był Stanisław Karczewski, Senat wydał około pół miliona złotych w sposób, który budzi wątpliwości.
140 tys. wydano na przykład na modernizację strony internetowej i intranetu (wewnętrznego serwisu dla senatorów i pracowników). Niektóre z kupionych funkcjonalności okazały się nieprzydatne, a z jednego z wykonanych narzędzi internetowych kancelaria zdecydowała się w ogóle nie korzystać - choć za nie zapłaciła. 40 tys. zł kosztowała dwuletnia licencja na narzędzia wspierające korzystanie z serwisów społecznościowych. 200 tysięcy zł wydano na zaprojektowanie zestawów albumów i płyt z pieśniami na 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. 160 tys. zł kosztował jeden pokaz 3D na budynku Polskiej Akademii Nauk w 30. rocznicę pierwszych wolnych wyborów do Senatu.
Więcej na ten temat: Audyt poprzedniej kadencji w Senacie. Wydatki budzą wątpliwości
W programie "Jeden na jeden" w TVN24 Karczewski odniósł się do wyników kontroli przeprowadzonej w Senacie.
Chcieliśmy wejść w XXI wiek. By w Senacie było nowocześnie. Niestety ci, którzy teraz zarządzają izbą cofnęli się o 20 lat
- powiedział były marszałek Senatu, przekonując, że wydane pieniądze nie zostały "stracone".
- Uważam, że ten audyt jest wydmuszką i politycznym kapiszonem. Centrum Informacyjne Senatu zarządzane przez nieudolnych polityków, którzy nie potrafili uzyskać mandatu senatora, rozsiewa się nieprawdziwe informacje. To jest oburzające. Wniosek z tego audytu jest taki: źle, że PiS rządziło w Senacie, a jeszcze gorzej, że wydawał pieniądze - stwierdził Karczewski w TVN24.
Gdy prowadząca rozmowę dziennikarka pokazała Karczewskiemu kilka gadżetów promocyjnych zakupionych za jego kadencji, w tym mrugającą bransoletkę, ten odpowiedział: - Może pani krytycznie ocenia te zakupy, ale dzieci, które odwiedzały Senat, szalały za tymi bransoletkami. Szkoda, że zajmujemy się takimi rzeczami, one są mało istotne.
- W ogóle się tym nie zajmowałem i nie chcę zajmować. To nie leży w gestii marszałka Senatu. To, że marszałek zajmuje się gadżetami, jest po prostu śmieszne - ocenił Karczewski.
W senackich magazynach wciąż znajdują się albumy "Hej, Orle Biały. Pieśni dla Niepodległej", za które zapłacono 200 tys. złotych. Jak mówiła wicemarszałkini Senatu Gabriela Morawska-Stanecka, książek nie można nawet rozdać, ponieważ są nieaktualne - w środku zamieszczono zdjęcie Karczewskiego, podpisanego jako marszałek Senatu. - To proszę, żeby te cztery tysiące książek przekazali mnie, ja przekażę dzieciom, młodzieży z przyjemnością - odpowiedział Karczewski. Zapytany o to, czy rozdane przez niego albumy nie będą wprowadzały młodych ludzi w błąd, stwierdził: - To niech sobie wyrwą tę kartkę. Jeżeli tacy są małostkowi, to mogą tak zrobić. Karczewski przyznał jednak, że być może jego zdjęcie rzeczywiście nie powinno znaleźć się w publikacji.