Marek Kuchciński złożył dymisję z funkcji marszałka Sejmu 9 sierpnia ub.r. Powodem jego decyzji była tzw. afera samolotowa, która została ujawniona przez Radio Zet. Dziennikarze ustalili, że marszałek Kuchciński zabierał na pokłady rządowych samolotów członków swojej rodziny - żonę, dzieci, siostrę - oraz partyjnych kolegów.
Gdy pytaliśmy Centrum Informacyjne Sejmu w sierpniu o ewentualną odprawę, otrzymaliśmy informację, że Markowi Kuchcińskiemu ona "nie przysługuje i nie została wypłacona".
Kancelaria Sejmu nie dodała jednak, że politykowi jeszcze przez trzy miesiące po rezygnacji miała być wypłacana marszałkowska pensja na podstawie ustawy o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe. Formalnie takie rozwiązanie nie jest bowiem "odprawą", a "prawem do dotychczasowego wynagrodzenia".
Jak podaje Wp.pl, Marek Kuchciński rzeczywiście otrzymywał jeszcze przez kwartał 17 tys. zł miesięcznie. Od 9 listopada przysługiwała politykowi już poselska pensja (ok. 8 tys. zł brutto) wraz z dodatkiem za pełnienie funkcji wiceprzewodniczącego Komisji Łączności z Polakami za Granicą.
Przepisy mówią jednak o tym, że prawo do dotychczasowego wynagrodzenia mają osoby "odwołane z kierowniczych stanowisk państwowych oraz osoby, które zaprzestały wykonywania funkcji wskutek upływu kadencji". A Kuchciński ze stanowiska zrezygnował sam.
- Ja tu widzę problem. Wydatkowanie publicznych pieniędzy powinno być poddane ścisłym regułom i dla każdej wypłaty publicznych pieniędzy musi być jasna i precyzyjnie wyrażona podstawa prawna - komentuje w rozmowie z Wp.pl konstytucjonalista prof. Marcin Matczak. Innego zdania jest mec. Piotr Schramm, który twierdzi, że wybór nowego marszałka - Elżbiety Witek - można uznać za równoznaczny z odwołaniem Marka Kuchcińskiego.