"Mając na uwadze, rozmiar i ilość naruszeń, które wystąpiły na nieznaną dotąd skalę i tym samym niewątpliwie miały istotne znaczenie i wpływ na wynik wyborów, szczególnie biorąc pod uwagę niewielką różnicę uzyskanych przez kandydatów głosów, wnoszę o podjęcie przez Sąd Najwyższy uchwały stwierdzającej nieważność dokonanego 12 lipca 2020 roku wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej" - czytamy we wniosku, który komitet wyborczy kandydata Koalicji Obywatelskiej złożył do Sądu Najwyższego. Do treści dokumentu dotarł Andrzej Stankiewicz, dziennikarz Onetu.
Co ciekawe, dwa dni po II turze wyborów Cezary Tomczyk zapewniał, że sztab Rafała Trzaskowskiego "nie podważa wyników wyborów".
Czytaj również: KO złożyła protest wyborczy do Sądu Najwyższego. "Dwa tysiące indywidualnych zawiadomień. Kolejne spływają"
Pierwszy zarzut dotyczy terminu przeprowadzenia wyborów prezydenckich. Autorzy protestu twierdzą, że doszło w tym przypadku do "naruszenia art. 128 ust. 2 Konstytucji RP, poprzez wyznaczenie terminów wyborów prezydenckich na dzień 28 czerwca 2020 r. bez podstawy prawnej".
W proteście komitet Trzaskowskiego wskazał również na nieprawidłowości, do których dochodziło w komisjach wyborczych czy w trakcie głosowania korespondencyjnego. Podkreślono również, że w kampanię prezydenta Andrzeja Dudy zaangażowały się rząd i Telewizja Polska, której zarzucono "jawną agitację wyborczą prowadzoną" na rzecz starającego się o reelekcję Dudy oraz "dyskredytowanie kandydata na prezydenta Rafała Trzaskowskiego".
Komitet Trzaskowski wskazuje też, że telewizja publiczna, wykorzystując środki publiczne, przygotowywała dla Dudy materiały wyborcze. "To jawne zarzuty złamania prawa. Dowód? Chodzi o konkretne materiały w 'Wiadomościach', które komitet Trzaskowskiego uznaje za agitkę Dudy, a zatem za ukryte finansowanie jego kampanii. Na przykład o głośny materiał z 24 czerwca 2020 r., który wyglądał jak film wyborczy prezydenta. Zdjęcia w zwolnionym tempie, rzewna muzyka, wypowiedzi wdzięcznych wyborców. Prezydent na tle biało-czerwonych flag. Do tego wypowiadane przez lektora określenia: 'duma', 'godność', 'szacunek', 'historia', 'tradycja', 'odpowiedzialność', 'wiarygodność', 'dotrzymywanie słowa'" - pisze Stankiewicz.
Więcej na ten temat: Materiał w "Wiadomościach" o Dudzie. "Spot, który nawet nie udawał materiału dziennikarskiego"
W proteście przypomniano również, że podczas kampanii agitację prowadził również szef rządu Mateusz Morawiecki, który wręczał samorządowcom słynne już czeki, sugerując - jak twierdzi komitet Trzaskowskiego - że są one "zasługą" Dudy.
W kontekście samej procedury głosowania autorzy protestu zwracają uwagę, że nie wszyscy wyborcy mogli dopisać się do spisu wyborców. Nie wszyscy otrzymali też na czas pakiety do głosowania korespondencyjnego lub nie wydano im kart w lokalach wyborczych. Wskazano też na incydent, do którego doszło w jednej z bytomskich komisji. Podczas liczenia głosów jeden z jej członków stawiał na kartach dodatkowy znak X - na niekorzyść prezydenta Warszawy.
Wczoraj informowaliśmy, że do Sądu Najwyższego trafiło już ponad pięć tysięcy protestów dotyczących wyborów prezydenckich. Na ich ocenę i wydanie uchwały ws. ważności wyborów SN ma czas do 3 sierpnia. Trzy dni później Andrzej Duda ma zostać zaprzysiężony na drugą kadencję.
Liczba złożonych protestów jest wyjątkowo duża, choć nie rekordowa. To stukrotnie więcej niż w przypadku wyborów prezydenckich w 2015. Wtedy było ich bowiem dokładnie 58. W wyborach sprzed 10 lat za zasadne uznano 16 protestów. Rekordowe pod tym względem były wybory z 1995 roku, kiedy po wygranej Aleksandra Kwaśniewskiego wpłynęło blisko 600 tys. protestów, z czego prawie wszystkie dotyczyły nieprawdziwej informacji o wykształceniu kandydata.