Jak podaje TVN24, Poczta Polska i placówki dyplomatyczne wciąż wysyłają do Sądu Najwyższego protesty wyborcze. Do godz. 14 we wtorek zarejestrowano ich 5,5 tys., ale nie wszystkie przesyłki zostały już rozpakowane. - Próbując szacować, byłoby to ok. siedmiu tysięcy protestów. Z Poczty Polskiej mamy informację, że to powinny być wszystkie protesty, które zostały nadane na Poczcie Polskiej w terminie. Kolejne protesty, które będą napływać, będą prawdopodobnie protestami spóźnionymi - mówi w TVN24 Aleksander Stępkowski, rzecznik Sądu Najwyższego. - Cały Sąd Najwyższy żyje tymi protestami, Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych została wsparta przez dodatkowe siły administracyjne tak, abyśmy byli w stanie wszystkie sprawy poprawnie zarejestrować - dodał.
Różnica w porównaniu do wyborów prezydenckich sprzed pięciu lat jest ogromna. Po wyborach w 2015 r. protestów było 58, zatem tych zarejestrowanych obecnie jest ok. stu razy więcej. W 2010 roku, jak przypomina TVN24, protestów było 379.
Najbardziej protestowano 25 lat temu, gdy wybory wygrał Aleksander Kwaśniewski. Wówczas złożono aż 600 tys. protestów.
Teraz najwięcej zgłaszanych problemów dotyczy głosowania korespondencyjnego. Chodzi m.in. o trudności z dopisaniem się do spisu wyborców, brak stempli na kartach do głosowania czy też brak kart lub oświadczeń w pakietach. Inne problemy dotyczyły spóźnionego dostarczenia pakietu.
Protest wyborczy złożył też m.in. sztab Rafała Trzaskowskiego, według którego wybory nie były równe i uczciwe choćby z powodu relacjonowania przez TVP kampanii wyborczej lub zaangażowania instytucji rządowych w kampanię.
Protesty rozpatrywane są przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w trzyosobowym składzie. Sąd Najwyższy ma czas do 3 sierpnia, by rozpatrzyć wszystkie sprawy.