W ubiegłym tygodniu upłynął termin składani protestów wyborczych po wyborach prezydenckich. Jednak w przypadków tych wysłanych pocztą liczy się data nadania. Teraz do Sądu Najwyższego wpływają tysiące dokumentów, które trzeba będzie rozpatrzyć w ciągu najbliższych dwóch tygodni.
Jak opisuje Tomasz Skory na portalu RMF FM, w poniedziałek "około południa do SN dotarło 6 worków pocztowych z protestami". Wcześniej było ich niecałe trzy tysiące, teraz jest to już blisko sześć tysięcy. Zdjęcia worków z listownie wysłanymi protestami pokazał na Twitterze sędzia SN Marcin Łochowski.
Protesty są analizowane i segregowane. Protesty bywają podobne lub oparte na tych samych wzorach. Te o tożsamych zarzutach SN będzie rozpoznawał wspólnie. Jednak protesty indywidualne będą rozpatrywane osobno. Sąd Najwyższy ma na to - i stwierdzenie ważności wyborów prezydenta - czas do 3 sierpnia. Do rozpatrywania protestów potrzebne będą opinie PKW i prokuratury.
Liczba złożony protestów jest wyjątkowo duża, choć nie rekordowo. Sześć tysięcy protestów to wielokrotnie więcej niż w przypadku wyborów prezydenckich w 2015 i 2010 roku. Wtedy było ich odpowiednio 58 i 379 - wylicza konkret24.pl. W wyborach sprzed 10 lat za zasadne uznano 16 protestów. Rekordowe pod tym względem były wybory z 1995 roku, kiedy po wygranej Aleksandra Kwaśniewskiego wpłynęło blisko 600 tys. protestów, z czego prawie wszystkie dotyczyły nieprawdziwej informacji o wykształceniu kandydata.
Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński powiedział w niedzielę, że - jego zdaniem - nie ma cienia podstaw do zakwestionowania wyników wyborów prezydenckich. W wywiadzie dla Programu Pierwszego Polskiego Radia zastrzegł, że opozycja ma prawo do zgłaszania protestów wyborczych. - To, że składają protesty wyborcze, to ich prawo. Zawsze są protesty wyborcze po wyborach. Natomiast jaka będzie decyzja Sądu Najwyższego - nie ja o tym decyduję i nie mam na to żadnego wpływu. Ale biorąc pod uwagę przepisy prawa, bieg wydarzeń w ciągu ostatnich miesięcy i po prostu zwykły zdrowy rozsądek, to nie ma nawet cienia podstaw do tego, żeby te wybory uznać za niezgodne z prawem - powiedział Jarosław Kaczyński.
Jeden z protestów dotyczy niekonstytucyjnego terminu wyborów. Kaczyński zarzucił samorządom dużych miast, że to przede wszystkim ich postawa doprowadziła do nieprzeprowadzenia wyborów w terminie. - Wiem, że wybory powinny się odbyć nie później niż 75 dni przed końcem kadencji. To nie zostało dotrzymane na skutek działań, które według mnie powinny podlegać ocenie prawnokarnej, bo były przekroczeniem uprawnień i godziły bezpośrednio w konstytucję. To były działania podejmowane przez tych, którzy te wybory blokowali, czyli samorządy na czele z samorządami wielkich miast i stowarzyszenia samorządowe. To było jawne łamanie konstytucji - powiedział.