W kwietniu, w trakcie epidemii koronawirusa, Ministerstwo Zdrowia kupiło respiratory od E&K z Lublina. Firma miała otrzymać 1241 aparatów. Umowę w tej sprawie podpisano 14 kwietnia. Cały sprzęt miał zostać dostarczony do Polski do końca czerwca bieżącego roku, ale dotychczas resort otrzymał 60 respiratorów, w tym tylko 10 takich, jakie zamawiano - podaje TVN24.
Wokół sprawy zaczęły narastać wątpliwości. Koszt zakupu sprzętu wyniósł prawie 200 mln złotych. Zaraz po podpisaniu umowy Ministerstwo Zdrowia wpłaciło zaliczkę w wysokości 35 milionów euro, czyli 154 milionów złotych. Na jaw wyszło, że firma E&K nie ma żadnego doświadczenia w branży medycznej, a jej sytuacja finansowa i dotychczasowa działalność budzą poważne wątpliwości. Jej szef w przeszłości był zamieszany w handel bronią.
Z reszty z 1241 respiratorów, jak we wtorek zapewniał wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński, do Polski ma jeszcze trafić 140 urządzeń z Korei Południowej. Polityk poinformował, że przylecą one do Polski w niedzielę. Tyle, że szef firmy E&K Andrzej Izdebski w rozmowie z TVN24 stwierdził, że te respiratory są już na Okęciu. O tej transakcji nie wie nic producent respiratorów, od którego lubelska firma miała zakupić sprzęt.
Nie mam pojęcia, co to za firma E&K
- napisał Lee Kyoung Ho z działu do spraw zagranicznych Mekics w odpowiedzi na zapytanie TVN24.
Cieszyński poinformował również, że Ministerstwo Zdrowia odstąpiło od umowy. Teraz trwa rozliczanie. TVN24 dowiedział się od resortu, że E&K powinna oddać resortowi 18 530 055 euro, czyli ok. 82,6 miliona złotych. Teraz Polska zwraca się o dostawę respiratorów w ramach unijnego przetargu, który został rozstrzygnięty 2,5 miesiąca temu.