W środę w TVP odbyła się druga w tym roku debata prezydencka, tym razem poprzedzająca wybory rozpisane na 28 czerwca. W gmachu TVP przy Woronicza pojawiło się 11 kandydatów, w tym dwóch, których nie widzieliśmy przy okazji majowej debaty, a więc: Rafał Trzaskowski (Koalicja Obywatelska, zastąpił Małgorzatę Kidawę-Błońską) oraz Waldemar Witkowski (Unia Pracy).
Na każde z pięciu zadanych pytań politycy mogli odpowiadać przez minutę, a w ostatniej części debaty każdy z nich miał minutę na swobodną wypowiedź. Siłą rzeczy debata nie mogła wnieść nic szczególnego do toczącej się kampanii, bowiem nie była to dyskusja, a jedynie seria exposé. Bardziej niż odpowiedzi poszczególnych kandydatów, to pytania, formułowane przez prowadzącego debatę Michała Adamczyka stały się "bohaterami" starcia. Brzmiały one:
Niektórzy kandydaci jeszcze w studiu TVP utyskiwali na to, jak bardzo zadane przez prowadzącego pytania są oderwane od rzeczywistości, zwłaszcza tej koronawirusowej. O pytaniach długo dyskutowano też w mediach społecznościowych.
Szybko można było zauważyć, że pytania w debacie TVP zostały skrojone tak, by wbić kilka szpilek kandydatowi KO Rafałowi Trzaskowskiemu. Jak się okazuje, inny kandydat mógł być "nieco" faworyzowany, ponieważ trzy z pięciu pytań (o uchodźców, małżeństwa homoseksualne i wprowadzenie euro) dokładnie pokrywały się z tymi, które nieco ponad tydzień wcześniej pojawiły się w spocie wyborczym Andrzeja Dudy. Spocie, dodajmy, o wyraźnie oskarżycielskim charakterze. Tym razem jednak kontrkandydatom urzędującego prezydenta pytania zadał je nie lektor, a dziennikarz TVP.
O interesującej zbieżności pytań zadanych w debacie oraz w prezydenckim spocie poinformowała na Twitterze Anna Mierzyńska, specjalistka z zakresu marketingu sektora publicznego. "Zastanawiacie się, czy któryś kandydat znał pytania przed debatą prezydencką? Trzy pytania z pięciu były identyczne (treściowo) z pytaniami ze spotu Andrzeja Dudy 'Czas wyborów, czas pytań'!" - napisała Mierzyńska.