Kamil Bortniczuk z Porozumienia w środę opublikował sondę, w której przedstawił użytkownikom wybór między dwiema "kartami" - LGBT (czyli Rafałem Trzaskowskim) oraz kartą rodziny (Andrzejem Dudą). Choć sondę zorganizował poseł obozu rządzącego, sympatycy Trzaskowskiego masowo oddawali głos na swojego kandydata. Prezydent Warszawy szybko zdobył znaczną przewagę i zapowiadało się, że "wygra" to starcie. Jak czytamy na Bezprawniku, ok. godziny 18 aż 70 proc. głosów zebrała "Karta LGBT" Trzaskowskiego. Ostatecznie jednak więcej głosów uzyskał Duda - 57,1 do 42,9 proc.
Użytkownicy Twittera szybko wyłapali, że mogło dojść do oszustwa. Okazuje się, że po północy szybko zaczęło przybywać głosów obecnie urzędującemu prezydentowi. 37 minut po północy było ich ok. 34 tys. natomiast o 1.51 już niemal 46 tys.
W sieci pojawiły się sugestie, że poseł lub firma wynajęta przez sztab Andrzeja Dudy dokupiła nocą głosy.
W rozmowie z Gazeta.pl Bortniczuk przekonuje, że "ostatnie, co ma w nocy do roboty, to wpływanie na wynik marginalnej sondy". - Wszyscy by do dzisiaj o niej zapomnieli, gdyby nie to, że ktoś te wyniki próbował zmanipulować. Więc ja pytam, zgodnie ze starą prawniczą paremią: kto zyskał? - mówi nam poseł Porozumienia. - Jak to się przedziwnie stało, że ktoś w nocy kupił głosy, ktoś inny z tej samej ekipy śledził tę sondę minuta po minucie, żeby wykazać, że te głosy zostały kupione w krótkim czasie, a następnie od rana ruszyła na mnie cała machina propagandowa łącznie z jakimiś wpisami sprzed pięciu lat, o których nawet nie wiem, czy są mojego autorstwa - tłumaczy.
Polityk przyznaje, że wyniki mogły zostać zmanipulowane, ale po to, by "pokazywać, rzekomą wolę oszustwa i łączyć to z wyborami". - Na zasadzie, że jak fałszowane są sondy to i wybory mogą zostać sfałszowane - mówi. - To wygląda na zaplanowaną akcję, która ma oczernić środowisko Zjednoczonej Prawicy. Od kiedy tę sondę ogłosiłem i sam oddałem głos, w żaden sposób w nią nie ingerowałem - przekonuje.
Niedawno na Gazeta.pl opisywaliśmy sprawę nieudolnej promocji rządowej aplikacji ProteGO Safe, która ma pomagać w monitorowaniu zdrowia pod kątem ewentualnego zakażenia koronawirusem. Wtorkowa prezentacja aplikacji została skrytykowana, gdy okazało się, że promowały ją boty, udające ekspertów z tytułami naukowymi.