Magdalena Sroka z Porozumienia i Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy komentowały czwartkowe obrady w "Faktach po faktach" na antenie TVN24. - Podczas przemówienia premiera Mateusza Morawieckiego z sali było słychać bardzo głośne krzyki, epitety, różnego rodzaju zachowania, które w parlamencie nie powinny mieć miejsca - powiedziała Sroka. Posłanka przyznała, że słyszała te słowa, choć uczestniczyła w obradach zdalnie.
- Słychać było doskonale. Zarówno z jednej strony (jak i drugiej - red.) uważam, że takie słowa nie powinny padać w parlamencie - powiedziała. Posłanka tłumaczyła, że "że przy każdym ruchu prezesa Jarosława Kaczyńskiego na sali plenarnej, ale nie tylko, opozycja zachowuje się w sposób zupełnie niezrozumiały". - Rzeczywiście pan prezes Kaczyński stanął z boku i rozmawiał w grupie kilku przedstawicieli rządu, natomiast nie przeszkadzał zupełnie pani poseł Nowackiej tym, co mówił. A pan przewodniczący Borys Budka wstał i zaczął krzyczeć. Nie wiem, czy to jest sposób na zwrócenie uwagi - skomentowała.
Dziemianowicz-Bąk też przyznała, że słowa Kaczyńskiego było słychać wyraźnie. Stwierdziła, że były one karygodne. - Jeżeli dochodzi do takiej sytuacji, w której pani posłanka Nowacka wypowiada się w ważnej debacie dotyczącej odwołania ministra zdrowia, czyli człowieka odpowiedzialnego za sytuację w ochronie zdrowia, to obowiązkiem rządu jest słuchać. Tak jak obowiązkiem Lewicy czy całej opozycji było obowiązkiem wysłuchać niezmiernie nudnego muszę przyznać wystąpienia pana premiera Mateusza Morawieckiego - stwierdziła posłanka Lewicy. - Słuchaliśmy, uczestniczyliśmy w debacie, zadawaliśmy pytania. Wysłuchiwaliśmy także odpowiedzi, nawet jeżeli te odpowiedzi nie były satysfakcjonujące. Na tym polega debata - dodała.
W piątek do wydarzeń w Sejmie odniosła się wicepremierka Jadwiga Emilewicz, także członkini Porozumienia. Stwierdziła, że nie słyszała słów Kaczyńskiego, bo "kilku ministrów zaczęło głośnej mówić", a ponadto nie prezes PiS nie zrobił niczego niestosownego. Na nagraniach z Sejmu widać, że gdy Kaczyński mówił do posłów PO "chamska hołota", Emilewicz stała bardzo blisko niego (około jednego metra).