Wywiady "na zamówienie" i poprawki, bo nie było wywiadu z prezesem PiS. Dziennikarze o Trójce

Na jaw wychodzą co dziwniejsze "praktyki" z radiowej Trójki. Dziennikarze opowiadają, że były przypadki, gdy wysyłano reportera na wywiad z szefem NIK, a pytania miały być mu dyktowane przez pełnomocnika Mariana Banasia. Inny przypadek dotyczy "przeglądu prasy", w którym nie uwzględniono wywiadu z Jarosławem Kaczyńskim.

W TVN24 pokazano materiał na temat sytuacji w Trójce, wiele mówił o niej dziennikarz rozgłośni Ernest Zozuń. Jak stwierdził, jest "roz******** cała załoga", a przez kilka dni nie było komu usiąść przed mikrofonem.

Zozuń wspominał, że są różne sposoby wywierania presji na mediach. - Ludzie zaczynają się zastanawiać, no dobrze, co zrobić... Jak mi każą nagrać faceta, który odpowiada na pytania, które dali mi z kartki. "No to pójdę, nagram" - opisywał możliwe metody.

Pytany, czy były takie sytuacje, odparł:

Wywiady na zamówienie były realizowane. Był wywiad z obecnym prezesem Najwyższej Izby Kontroli, wtedy kiedy się zaczynała cała afera. Został wysłany dziennikarz i siedział jego pełnomocnik, pana Banasia, i właściwie dyktował dziennikarzowi pytania.

SMSY od Kowalczewskiego

W materiale TVN24 przypomniano też SMS-y, jakie dziennikarze otrzymywali od Tomasza Kowalczewskiego (do niedawna dyrektora Trójki, a w przeszłości np. szefa Informacyjnej Agencji Radiowej). Jeden z nich ujawnił w Senacie właśnie Zozuń, dotyczył programu realizowanego z okazji Dnia Babci. Kowalczewski pisał do dziennikarzy:

O babciach ma być bez długów, ma być miło i nie mówcie o zadłużeniu. Na pewno nie może być z gościem z rejestru długów.

W programie przytoczono inny SMS z poleceniami:

Niech redaktor *** zrobi drugie podejście do przeglądu prasy i uwzględni wywiad z Jarosławem Kaczyńskim. Mówi ciekawe, mocne rzeczy, bardzo. Pilne.
Więcej o: