Sąd Rejonowy w Białymstoku odrzucił zażalenie szefa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia na przeszukanie jego mieszkań i gabinetu oraz wydanie dokumentów oraz sprzętu elektronicznego - ustalił "Dziennik Gazeta Prawna". Białostocka prokuratura zleciła te czynności w lutym tego roku, powołując się na śledztwo prowadzone w kierunku możliwości składania przez szefa NIK fałszywych oświadczeń majątkowych. Agenci CBA bez zgody Banasia weszli wówczas do zajmowanych przez niego pomieszczeń i zarekwirowali sprzęt elektroniczny oraz osobiste notatki. On sam pisał później do Elżbiety Witek, że "doszło do naruszenia prawa".
Teraz - z powodu epidemii koronawirusa - w śledztwie dotyczącym oświadczeń majątkowych Mariana Banasia działo się mniej. Jak podaje "DGP", w ubiegłym tygodniu zapadła jednak decyzja, że zażalenie Mariana Banasia w sprawie przeszukań zostało oddalone. W postanowieniu podkreślono, że immunitet chronił szefa NIK przed zatrzymaniem, ale nie obejmował zajmowanych przez niego pomieszczeń.
- Sąd nie powiadomił ani pełnomocników, ani samych zainteresowanych o posiedzeniu, choć wcześniej zwrócił się o ich adresy do doręczeń. W mojej ocenie sąd naruszył prawo do obrony mojego klienta - powiedział w rozmowie z gazetą adwokat Banasia, Marek Małecki.
Kolejny zwrot w sprawie to zmiana stanowiska śledczych w sprawie zarekwirowanych Banasiowi przedmiotów - w tym m.in. laptopa, telefonu, dysku twardego i kalendarzy wraz z notatkami.
"Co ciekawe, prokuratura uznała, że już ich nie potrzebuje i zostały zwrócone urzędnikowi Izby w delegaturze warszawskiej CBA" - podaje DGP. Już 4 maja biuro było gotowe zwrócić Banasiowi jego dwa kalendarze - ostatecznie doszło do tego tydzień później. Obrońca szefa NIK przekonuje, że zwrot przedmiotów i dokumentów był "pozaprocesowy", co tym bardziej może wskazywać na fakt, że prokuratura i CBA doszły do wniosku, że "przekroczyły swoje uprawnienia i dyskretnie wycofały się z błędnych decyzji".