Minister środowiska Michał Woś poinformował, że powołał w swoim resorcie grupę roboczą pracującą nad tym, żeby ujawnić finansowanie NGO-sów (non-government organization). - Nie tylko ekologicznych, bo to przysłuży się całej Polsce, żeby wszystkie organizacje miały przejrzystość finansów. Będą mogły pokazać, czy są finansowane ze środków zagranicznych, czy nie. Te, które są, powinny poinformować o tym Polaków - powiedział Woś w TV Trwam.
Woś nazwał też ekologów "osobami zmamionymi przez manipulatorów", przekonywał też, że w organizacjach, które walczą o ochronę środowiska, "działają też lobbyści". Więcej na temat projektu mającego na celu prześwietlanie finansowania organizacji pozarządowych i sprawdzania ich "polskości" można przeczytać na stronie partii Wosia - Solidarnej Polski:
Polacy mają prawo wiedzieć, czy ci, którzy mocno protestują przy jakiejś inwestycji, przy Mierzei Wiślanej, czy te organizacje działają w interesie Polaków, na prośbę Polaków, ze składek Polaków, czy też działają tam zagraniczne organizacje, które powodują, że niektórzy dostają nawet wynagrodzenie, żeby w tym konkretnym miejscu protestować.
Sprawę skomentowała m.in. dyrektor Fundacji Batorego, Ewa Kulik-Bielińska. Jak stwierdziła, pomysł Wosia dubluje istniejące już przepisy. - Może pan minister Woś nie wie, ale takie uregulowania nie są potrzebne, bo istnieją od kilkunastu lat w Ustawie o podatku dochodowym od osób prawnych - powiedziała w rozmowie z OKO.press.
Pomysł Wosia skrytykował polityk Wiosny, Marcin Anaszewicz. "Zamiast walką z katastrofą klimatyczną, zajmuje się sprawdzaniem organizacji środowiskowych, które od lat walczą ze skutkami tej katastrofy. Zamiast się od nich uczyć, Pan minister woli je prześwietlać. Chyba nie za to mu płacimy..." - napisał na Twitterze.
Tymczasem portal OKO.Press zwraca uwagę, że na pomysł niemal bliźniaczych ustaw zakładających "ujawniania finansowania zza granicy" wpadł w 2012 roku Władimir Putin. W Rosji sporządzono w tym celu listę "obcych agentów", na której znalazło się łącznie 148 organizacji przedstawianych jako działające sprzecznie z interesem kraju.
Z kolei na Węgrzech rząd Victora Orbana wprowadził podobną ustawę w 2017 roku. "Poprzedziła ją nagonka na organizacje pozarządowe i narodowe konsultacje "Stop Brukseli” - opisuje OKO.Press. Według obowiązującej na Węgrzech ustawy, organizacje, które mają wsparcie finansowe zza granicy w wysokości ok. 7,2 miliona forintów, czyli ok. 100 tys. zł, są zobligowane pod karą grzywny do zarejestrowania się w rejestrze jako "finansowane zza granicy". Podlegają też surowszemu reżimowi finansowemu. Gdy na Węgrzech wprowadzano "lex NGO", alarmowano, że utrudni ona działanie organizacji, które chronią prawa człowieka i monitorują działania władzy. Skrytykowały ją m.in. Komisja Wenecja oraz Human Rights Watch.
***
W Gazeta.pl chcemy być dla Was pierwszym źródłem sprawdzonych informacji, ale też wsparciem i inspiracją w tych trudnych czasach. PRZECZYTAJ NASZĄ DEKLARACJĘ i weź udział w badaniu >>