Zobacz nagranie. Czy zachowanie Gowina od początku było grą polityczną? Marek Borowski:
Do wtorkowego wieczora (dwa dni temu) PiS próbowało jeszcze "wyjmować" posłów Porozumienia. - Nie wyjęli. Zaczęli rozmawiać - mówi jeden z polityków Porozumienia.
- Cały czas Gowin ma większość - mówił nam wówczas jeden z polityków twardo optujący za wyborami w maju. Straszenie przedterminowymi wyborami parlamentarnymi przez PiS w sierpniu, co oznaczałoby wypchnięcie Gowina i jego ludzi z Sejmu, też nic nie dało. Centrala PiS zauważyła, że głosowania nie wygra, więc z wewnętrzną opozycją Jarosław Kaczyński postanowił się dogadać.
Wiceminister negocjatorem
Scenariusz, że oto wybory prezydenckie 10 maja się zwyczajnie nie odbywają, a potem Sąd Najwyższy stwierdza ich nieważność, to był pomysł przyniesiony przez Gowina. Jak mówi nam polityk z Nowogrodzkiej, podobnie było też ze scenariuszem, by wykorzystać Trybunał Konstytucyjny, ale ta opcja została w PiS odrzucona.
Jak słyszymy od osoby bliskiej Nowogrodzkiej, pośrednikiem i negocjatorem był jeden z posłów Porozumienia - Marcin Ociepa, wiceminister obrony. W PiS ma on opinię miękkiego ("budyniowaty to dobre określenie" - mówi jeden z polityków obozu władzy) i chcącego się porozumieć. Jak słyszymy od polityka śledzącego negocjacje na Nowogrodzkiej - dążył uparcie do ugody. Tę udało się finalnie osiągnąć: "gowinowcy" popierają ustawę o wyborach korespondencyjnych, dodają poprawki do niej, a elekcja odbędzie się w wakacje.
Kiedy wybory? Sztabowcy chcą jak najszybciej
Nie ma jasności, kiedy dokładnie wybory prezydenckie się odbędą. To zależy od tempa, które narzuci Sąd Najwyższy przy rozstrzyganiu o ważności wyborów. SN teoretycznie może to zrobić w jeden dzień, bo wybory prezydenckie się nie odbyły, a może czekać 14 dnia na nadesłanie skarg, bądź też dumać długo, wykorzystując pełne 30 dni. Ponadto nie ma gotowych poprawek, które Porozumienie - w kolejnych pertraktacjach z PiS - ma złożyć do ustawy o wyborach korespondencyjnych. Poprawki te muszą zresztą przejść całą ścieżkę legislacyjną: Sejm, Senat i podpis prezydenta - to może zając więcej czasu niż orzeczenie SN o nieważności wyborów z 10 maja.
Sztabowcy PiS celują w połowę czerwca. Bardziej realny jest jednak przełom czerwca i lipca, mowa też jest nieoficjalnie o 12 lipca. Nikt tego na 100 proc. nie jest jednak w stanie przewidzieć.
Andrzej Duda wiedział wcześniej
O tym, że wyborów w maju - nie tylko 10., ale również 23. - nie będzie, Andrzej Duda wiedział już wczoraj - przed debatą w TVP. Pomysł na ugodę był z nim wcześniej omawiany. Prezydent pojechał jednak na Woronicza na tę debatę.
- No i dlatego był trochę zdenerwowany, bo wiedział, że zaraz oficjalnie będzie ogłoszone przeniesienie wyborów - słyszymy od polityka z obozu PiS.
Poziom niechęci - rekordowy
Zjednoczona Prawica jako projekt, który dotychczas znaliśmy, właśnie dogorywa. Poziom podejrzliwości, wzajemnego rozczarowania, wkurzenia czy wręcz nienawiści w szeregach PiS wobec Gowina jest wysoki jak nigdy wcześniej. Już od tygodni jego wpływowi krytycy z szeregów władzy przekonują, że Gowin jest dla nich skończony.
Niemniej w obozie rządzącym można usłyszeć też, że ten kryzys będzie trwał i to w takim samym składzie osobowym - z Gowinem i jego ludźmi.
Polityk PiS przypomina: - Zbigniew Ziobro wyleciał kiedyś z PiS i był renegatem, a teraz jest potęgą w rządzie. Ma nie tylko prokuraturę w rękach, ale też bardzo duże wpływy w spółkach Skarbu Państwa.
Podobnie też prezydent Andrzej Duda, który po wetach do ustaw sądowych w 2017 r. był uznawany przez Nowogrodzką za "zdrajcę", który sabotuje kluczową dla Jarosława Kaczyńskiego reformę. A teraz? Duda - jak sam prezes PiS mówił publicznie - jest jego "kandydatem marzeń".
Finalnie Duda i Ziobro po czasie buntu wrócili na łono Nowogrodzkiej. Wobec Gowina podejrzliwość jest o wiele wyższa - zwłaszcza o to, że po kryjomu paktuje z opozycją. Nieprzypadkowo jedno słowo Gowina o "partnerach z Koalicji Polskiej [PSL]" - gdy wystąpił na wspólnej konferencji z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Pawłem Kukizem - wywołały w PiS wściekłość na Gowina.
Opozycja dawała Gowinowi marszałka
Ale irytacja postawą Gowina na opozycji też jest ogromna. - Były szerokie rozmowy o stanowisku marszałka dla Gowina. On nie mówił nam "nie". A potem co? Jest z powrotem u "Kaczora" - mówi jeden z ludowców. Zwłaszcza w PSL było przekonanie, że Gowin przekroczył już Rubikon i nie ma drogi odwrotu ze ścieżki na opozycję. - No i kto mu teraz uwierzy i będzie chciał z nim rozmawiać? Nikt - dodaje. Zawód? - Ogromny - nie kryje.
Zaufanie między partią Gowina a PSL-em - choć ideowo są to formacje pokrewne - to rzecz deficytowa nie od dziś. Dlaczego? Gowin przedstawiając na początku kwietnia propozycję zmiany konstytucji (wydłużenie kadencji prezydenta do 7 lat i przesunięcie wyborów o 2 lata) miał otrzymać od PSL obietnicę poparcia pomysłu. Potem jednak ludowcy publicznie odrzucili ideę Gowina, a Jarosław Kaczyński - któremu Gowin obiecywał poparcie od PSL - poczuł się oszukany.
Rachunki krzywd między Gowinem a PiS jak i opozycją są coraz wyższe. Opadający już powoli po bitwie kurz ich nie przykryje.