Sondaż dotyczący nadchodzących wyborów prezydenckich na zlecenie "Rzeczpospolitej" zrealizował Instytut Badań Rynkowych i Społecznych IBRiS. Wynika z niego, że 40,2 proc. badanych nie popiera apeli o bojkot wyborów, a 35,8 proc. je popiera. Aż 24 proc. respondentów nie ma zdania na ten temat.
Z analizy IBRiS wynika, że najbardziej przychylni apelom o bojkot są wyborcy kandydatki Koalicji Obywatelskiej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Zestawienie danych dotyczące stosunku do bojkotu wyborów prezydenckich z informacjami o tym, jak głosowali badani w wyborach parlamentarnych 2019, pokazuje z kolei, że wezwania do bojkotu korzystne są dla prezydenta Andrzeja Dudy oraz Prawa i Sprawiedliwości.
Podczas badania zapytano respondentów, na kogo zagłosowaliby w nadchodzących wyborach, gdyby nie startował ich kandydat. Aż 22,9 proc. osób jako kandydata drugiego wyboru wskazało prezesa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza, 10,8 proc. zagłosowałoby na Małgorzatę Kidawę-Błońską (KO), a tylko 5 proc. na Andrzeja Dudę (Zjednoczona Prawica). Szymon Hołownia jest kandydatem drugiego wyboru dla 4,9 proc. respondentów, Robert Biedroń (Lewica) - dla 3,6 proc., a Krzysztof Bosak (Konfederacja) - dla 3,1 proc. Aż 49,6 proc. badanych wybrało odpowiedź "trudno powiedzieć".
Sondaż pokazuje, że Andrzej Duda jest kandydatem drugiego wyboru wyłącznie dla wyborców Konfederacji - aż 85 proc. ankietowanych, którzy w 2019 roku zagłosowało na tę formację, oddałoby głos na urzędującego prezydenta, gdyby ich kandydat wycofał się z wyborów. Wyborcy wszystkich pozostałych partii najliczniej wsparliby swoimi głosami kandydata PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza.
- To pokazuje także, dlaczego Kosiniak-Kamysz jest tam, gdzie jest, czyli w wielu sondażach na drugim miejscu. Połowa wyborców Kidawy-Błońskiej dopuszcza głosowanie na kandydata ludowców. To także dowód na pracę, jaką wykonał kandydat PSL - w rozmowie z "Rzeczpospolitą" powiedział szef IBRiS Macin Duma.
Przypomnijmy, że wciąż nie wiadomo, kiedy i w jakiej formie odbędą się wybory prezydenckie. Zaplanowano je na 10 maja, jednak ze względu na kwestie bezpieczeństwa wiele stron polskiej sceny politycznej apeluje o ich przesunięcie. Zjednoczona Prawica chce jednak, aby wybory odbyły się na wiosnę, dlatego do Sejmu trafił projekt zmieniający kodeks wyborczy tak, aby możliwe było przeprowadzenie wyborów w formie korespondencyjnej. Sejm opowiedział się za przyjęciem tego rozwiązania, a projekt trafił do Senatu. Głosowanie poświęcone wyborom korespondencyjnym w wyższej izbie parlamentu może odbyć się nawet 5-6 maja, a więc mniej niż tydzień przed planowanymi wyborami. Projekt PiS zakłada jednak, że możliwe jest przesunięcie wyborów o tydzień. Opozycja sprzeciwia się wyborom korespondencyjnym, krytyczni wobec takiego rozwiązania są również konstytucjonaliści, którzy wskazują, że takie wybory nie będą tajne, bezpośrednie, równe ani powszechne.